Szablon by Alexxa

czwartek, 2 lipca 2015

Jedenasty.


-To powiesz mi, kto cię tak poturbował?
            W dalszym ciągu byliśmy w moim łóżku. Thea leżała na brzuchu, do pasa przykryta czerwonym prześcieradłem. Nie mogłem się oprzeć i opuszkami palców jeździłem po jej odkrytych plecach. Na żebrach, z lewej strony, miała paskudnego, fioletowego siniaka, a gdzieniegdzie zauważyłem niewielkie strupki. Zmarszczyłem brwi, bo syknęła cichutko, kiedy lekko dotknąłem największego sińca.
-Dostałam od zazdrosnej laski. - odwróciła głowę, twarzą w moją stronę. - Ona wyleciała z drużyny, a ja nie zagram w ostatnim, najważniejszym meczu sezonu.
-Wow, to dosyć przykre. - mruknąłem.
-Tylko nie myśl, że jej darowałam. Mogę się założyć, że wygląda dużo gorzej niż ja.
            Zaśmiałem się, słysząc pewność siebie w tonie jej głosu. Tak czy siak, na pewno było jej przykro, skoro nie zagra w kolejnym starciu, - podobno tym największej wagi - ale zgrabnie skrywała to rozczarowanie. Z tego co wiem o piłce nożnej, jeśli sezon kończy się teraz, kolejny zacznie się dopiero we wrześniu. Szkoda by było stracić szansę dobrego zakończenia rozgrywek, szczególnie, że Thea kiedyś wspominała, że gra całkiem nieźle.
-Jeśli nie pokonamy szwedek, będziemy trzecie. - westchnęła głęboko. - Nigdy nie byłyśmy trzecie! Niestety, przegrywamy z Frankfurtem aż pięcioma punktami, więc pierwsze na pewno nie będziemy.
-Dacie radę, na pewno. - nie podobał mi się grymas niezadowolenia na jej twarzy, więc chciałem dodać jej trochę otuchy. - Thea? Czy to przypadek? - uniosła się na łokciach i popatrzyła na mnie pytająco.
-Nie wierzę w przypadki. Do czego pijesz, Ash? - spojrzała na mnie spod wachlarza ciemnych rzęs, a jej delikatny uśmiech przeistoczył się w przygryzioną z nerwów wargę.
            I po co zaczynałeś, głąbie? Zachciało się pogawędki, to się teraz tłumacz.
-Czy to przypadek, że drugi raz skończyliśmy w łóżku? - wypaliłem.
            Przez jej twarz przebiegła cała masa emocji. Na początku chyba była zdumiona, bo wytrzeszczyła oczy i rozdziawiła usta. Sekundę później zmarszczyła brwi i zacisnęła szczękę. Wydawało mi się, że na tę krótką chwilę wstrzymała oddech, bo gdy zaczęła się powoli podnosić wypuściła gwałtownie powietrze. Pokręciła głową, narzuciła na siebie którąś z moich leżących na podłodze koszul i w końcu spojrzała na mnie przez lewe ramię.
-Nie naciskaj. - mruknęła i schyliła się po swoje spodenki. Chwyciła dłonią za klamkę i odwróciła się jeszcze na chwilę. - Mówiłam już, że kiedyś ci powiem. Nie naciskaj, Ashton.
            I wyszła, zostawiając mnie w sporym osłupieniu.

            Obudziłem się parę minut po dziesiątej. Dudnienie kropel deszczu w szybę przyprawiało mnie o ból głowy. A może to przez wypity wieczorem czteropak? Ziewnąłem szeroko, przeczesałem włosy palcami i powoli zwlokłem się z łóżka. Wskoczyłem w dresy i wyszedłem z sypialni.
            Thei nie było w salonie, nie krzątała się po kuchni, nie paliła na balkonie. Ośmieliłem się nawet zajrzeć do jej pokoju, ale tam zastałem tylko zaścielone byle jak łóżko, ubrania (w tym moją czerwoną koszulę) porozrzucane po podłodze i miskę z niedojedzonymi płatkami na biurku.
            Zaparzyłem sobie kubek kawy, narzuciłem na siebie tylko rozpinaną bluzę z kapturem i otworzyłem drzwi balkonowe. Usiadłem na fotelu, krzyżując nogi w kostkach i odpaliłem papierosa.
            Gdzieś pomiędzy szumiącym deszczem, gwarem rozmów setek osób, przechadzających się po ulicy i hałasem ruchu ulicznego, w moim umyśle rozbrzmiewały dwa słowa. Zapętlone, trochę zniekształcone, ale bardzo wyraźne: nie naciskaj, nie naciskaj, nie naciskaj. Czemu tak bardzo wbiło mi się to do głowy? Tylko przy jednej osobie czułem się tak, jak teraz. Ale przecież ona jest siedemnaście tysięcy kilometrów stąd. Dwadzieścia dwie godziny lotu samolotem, w dodatku z przesiadką. Pokręciłem głową, by odrzucić niechciane myśli, ale wspomnienia i tak napłynęły.
            Melanie poznałem, kiedy przeniosła się do naszego liceum. Już pierwszego dnia sprawiła, że połowa szkoły zatraciła się w jej osobie. Złociste włosy, opadające falami na plecy, sięgały prawie do pośladków. Obcisłe, czarne dżinsy opinały zgrabne, długie nogi, kremowa koszulka na grubych ramiączkach uwydatniała niemały biust. Kiedy spojrzała na ciebie tymi szarymi oczyma, wiedziałeś, że jesteś zgubiony. Doskonale wykorzystywała fakt, że leciało na nią tylu kolesi. Odrzucała wszystkich nachalnych ciołków, którzy chcieli tylko dobrać się do jej majtek. Była jednak cwana, bo specjalnie zarywała do nich wszystkich, żeby później olać ich w najbardziej bolesny sposób. Nie spieszyło mi się z poznaniem jej, bo wiedziałem, że prędzej czy później sama do mnie trafi.             Zaczęliśmy spotykać się kilka miesięcy po jej przeniesieniu. Zaczęło się od pożyczenia notatek z historii. Była cienka, nie zaprzeczam, dlatego zlitowałem się i zacząłem udzielać jej korepetycji. Widywaliśmy się coraz częściej i skończyło się na tym, że byliśmy parą, aż do końca szkoły. Bywało różnie, jak chyba w każdym związku. Rozchodziliśmy się, po dwóch dniach schodziliśmy i tak w kółko. Różniliśmy się, chłopaki często mi powtarzali, że to nie jest laska dla mnie. Wyglądała jak typowa barbie, zachowywała się jak typowa barbie, słuchała zespołów, składających się z kilkorga słodkich chłopców, śpiewających o idealnej, słodkiej miłości słodkiego chłopca do słodkiej dziewczynki. Często kłóciliśmy się o właśnie takie małe pierdoły, jak jej gust muzyczny, czy mój styl ubierania, ale było nam ze sobą dobrze.
            Niestety, kilka tygodni po drugiej rocznicy musiała pożegnać mnie na lotnisku Kingsford Smith, bo przeprowadzałem się do Londynu. Przez dłuższy czas mieliśmy ze sobą dobry kontakt, Skype był naszym codziennym rytuałem, ale na dłuższą metę żadne z nas nie chciało ciągnąć związku na taką odległość. Pisaliśmy coraz rzadziej, chociaż Mel obiecywała, że kiedyś przyjedzie mnie odwiedzić. Cóż, minęły cztery lata. Byłem beznadziejnie zakochanym szczeniakiem, jednak kilometry i upływ czasu zrobiły swoje, i trochę się ogarnąłem.
            Dzwonek mojego telefonu rozbrzmiał gdzieś z mieszkania. Domyślałem się, że to któryś z chłopaków, bo nikt inny do mnie raczej nie dzwonił. Chyba, że Lauren. Moja siostra jeszcze jakiś czas temu codziennie do mnie zaglądała, pomagała mi posprzątać, albo robiła pranie. Ostatnio widziałem ją, gdy Thea się wprowadzała.
            Lauren sprowadziła się do Londynu, kiedy tylko skończyła osiemnastkę. Przywlokła ze sobą chłopaka, z którym rozeszła się już po miesiącu wspólnego mieszkania. Wynajęła jeden pokój dziewczynie w jej wieku, z którą aktualnie się przyjaźni. Nie chciała iść na studia, nie uważała tego za potrzebne (tak jak i ja), więc zamęczała się, pracując całymi dniami w klubie w centrum miasta. Zarabiała jednak całkiem dobrze, skoro było ją stać na kupno nowego autka. Mnie w dalszym ciągu utrzymywała matka, przelewając mi co jakiś czas większe sumy na konto. Wiedziała, że jestem leniem, nie umiem wytrzymać w jednej pracy kilku tygodni.
            Podniosłem tyłek z fotela i wszedłem do środka. Komórka nie przestawała dzwonić, więc powlokłem się w kierunku pokoju. Leżała na biurku, przykryta luźnymi kartkami i, o dziwo, jasnoszarą, damską koszulką. Wziąłem urządzenie do ręki i nie patrząc na wyświetlacz odebrałem, przykładając telefon do ucha.
-Czego? - mruknąłem.
-Wow, jednak nie śpisz. - głos Hemmingsa dotarł do mojego ucha. Potwierdziłem w odpowiedzi. - Odpalaj konsolę, za pięć minut będziemy. Odwołali mi resztę wykładów.
-Spoko. - nie czekałem na więcej i się rozłączyłem.
            Tak jak zapowiedział Luke, drzwi otworzyły się dokładnie pięć minut później. Po co dawałem temu skurczybykowi klucz? Rozsiadłem się na kanapie, a do salonu wtoczył się blondyn, w towarzystwie Michaela. Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na nich pytająco.
-A gdzie Cal? - spytałem i przywitałem się z chłopakami.
-Pojechał spotkać się z twoją dziewczyną. - Hemmo odkrzyknął z kuchni, a po chwili wrócił, z trzema puszkami Carlsberga.
-Nie przypominam sobie, żebym ostatnio zmieniał swój status społeczny, przyjacielu. - uniosłem brew. - Jest z Theą?
-Przecież mówię. - spojrzał na mnie, jak na przybysza z innej planety. - Zadzwoniła do niego dosłownie dwadzieścia minut temu, a on od razu wpakował dupę w taksówkę.
-I co z tego? Myślałem, że po ostatniej imprezie zmieniłeś do niej nastawienie.
-Sam nie wiem. - podrapał się po głowie. - Uważaj, żeby Hood nie przeleciał jej za ciebie.
-Nie musi. - Luke prawie zakrztusił się piwem.
            Michael odchrząknął, pociągnął z puszki sporego łyka i wtrącił się w dyskusję:
-Ashton, proszę powiedz, że nie zaciągnąłeś tej biednej dziewczyny do łóżka. - patrzył na mnie z zaciśniętymi ustami.
-Nie musiałem jej nigdzie zaciągać, sama mi do niego wskoczyła. - wzruszyłem ramionami. - Dwa razy.
            Chłopaki zaniemówili. Mikey wyzerował całą puszkę, zgniótł ją i poszedł do kuchni po następną. Do Luke'a chyba nie dochodziło to, co powiedziałem, bo wytrzeszczył oczy i wgapiał się we mnie, jakbym powiedział, że wynalazłem lekarstwo na raka. Kręcił głową z niedowierzaniem, lecz z chwilą, gdy Clifford wrócił na swój fotel, ocknął się z tego dziwnego transu.
-Obawiam się jednak, że masz konkurenta, Ash.
            Wyciągnął telefon, poklikał w ekran parę razy i podał mi urządzenie. Włączył Instagrama i pokazywał mi zdjęcie brunetki z Jessiem, które widziałem kilka dni temu, już parę minut po jego udostępnieniu.
-Widziałem ich dziś rano na uczelni. Ciągnie ją do niego, jak misia do miodu. - zabrał swoją komórkę i rzucił na stolik.
            Nic nowego, przecież doskonale o tym wiedziałem. Cholera, nawet pomagałem jej nauczyć się poderwać tego gościa. Machnąłem na blondyna ręką i rzuciłem mu pada. Włączyliśmy Fifę, ale ani trochę mi nie szło. Luke chyba to zauważył, bo wykorzystywał moją nieuwagę w każdym możliwym momencie. Moja dekoncentracja doprowadziła do przegranej, więc oddałem kontroler Michaelowi, który ochoczo przejął stery. Ja usunąłem się do pozycji obserwującego.
            Po niezliczonej ilości granych rund, w jakże wciągającą Fifę 14, telefon Hemmingsa zaczął wibrować i poruszać się po stoliku. Na ekranie pojawiło się zdjęcie tyłka Caluma, na co zaśmiałem się, kręcąc głową. Luke kazał mi odebrać, więc tak zrobiłem.
-Co robicie głąby? - rozentuzjazmowany Cal aż krzyczał do telefonu.
-Gramy. - odpowiedziałem krótko.
-To ruszcie tyłki, jest sobota, uderzamy w miasto! - krzyk przemienił się we wrzask, a w tle dało się usłyszeć cichy, damski chichot. - Tak na poważnie to właśnie zamykamy warsztat, wsiadamy w taksówkę i jedziemy do was. Thea się przebierze i wychodzimy.
-Spoko. - burknąłem i zawiesiłem połączenie, oddając blondynowi telefon.
            Streściłem chłopakom treść rozmowy, bo po moich lakonicznych odpowiedziach raczej się nie domyślili, o co mogło chodzić. Zerknąłem na zegarek, który autentycznie wskazywał godzinę piątą dwadzieścia cztery. Czy my naprawdę przegraliśmy cały dzień? Żaden z nas jednak nie podniósł się z kanapy, rozgrywka trwała nadal. W momencie, kiedy moja współlokatorka i Cal weszli do mieszkania, tylko niegrający Mikey poszedł się z nimi przywitać.
            Brunetka najwyraźniej zamknęła się w sypialni, bo do salonu wrócił tylko czerwonowłosy i Hood. Podał mi rękę, którą uścisnąłem. Usiadł obok mnie i poklepał mnie po ramieniu.
-Gratulacje, stary. - odwróciłem wzrok od ekranu. Najwyraźniej straciłem gola, ale jakoś średnio mnie to obeszło. O czym on do cholery gadał? - Powiedziała mi. - kiwnął głową w kierunku sypialni.
-Oh.- wyrwało mi się. - Ta, dzięki.
            Na moje szczęście nie drążył tematu, ja też nie zamierzałem. Siedzieliśmy tak we czwórkę, trochę w niezręcznej ciszy, przerywanej jedynie odgłosami, dobiegającymi z głębi mieszkania. Któryś z chłopaków pogwizdywał pod nosem, co niesamowicie mnie wkurwiało, ale wolałem nie komentować. Michael odezwał się pierwszy, pytając mnie, czy zamierzam iść do klubu w dresach, bez koszulki, z narzuconą na wierzch rozpiętą bluzą. Faktycznie, nie wypadało.
            Podniosłem się, rzuciłem joystick dla Caluma, który ucieszył się jak dziecko. Poczłapałem do swojego pokoju. Brunetka akurat wychodziła z łazienki. Posłała mi szeroki uśmiech, a ja wiedziałem, że jednak między nami wszystko jest w porządku.
            Przebrałem się w pierwsze lepsze ciuchy, spryskałem się z wierzchu jakimiś perfumami, sprezentowanymi przez Lauren, pochowałem w kieszenie potrzebne rzeczy i wyszedłem, z jasnoszarą koszulką pod pachą.
            Uchyliłem drzwi do pomieszczenia naprzeciwko. Thea siedziała na łóżku i sznurowała buty. Te wysokie, czarne, z drewnianym obcasem. Pod nogami leżało jasnoróżowe pudełko, z czarnym logiem projektanta, Jeffreya Campbella. Melanie kiedyś o nich marzyła, doskonale pamiętam to nazwisko, oraz cenę, która wtedy mnie przeraziła.
-Mam coś twojego. - rzuciłem jej bluzkę, którą złapała w powietrzu.
-Dzięki. - odwiesiła ją na oparcie krzesła. - Mam nadzieję, że nie obrazisz się, za pożyczenie koszuli?
            Dopiero teraz dotarło do mnie, że ma na sobie flanelową koszulę, w czarno-czerwoną kratę, której przód miała wpuszczony w skórzane spodenki. Natychmiastowo pokręciłem głową.
-I tak wyglądasz w niej lepiej niż ja. - zaśmiałem się krótko, na co odpowiedziała mi uśmiechem.
            Wyszliśmy z mieszkania w dobrych humorach. Michael zażarcie z kimś esemesował, chyba domyślałem się z kim. Zdradzał go blady rumieniec na policzkach i błąkający się na ustach uśmieszek. Dziewczyna i Calum szli odrobinę z przodu, chichocząc jak pięciolatki. Luke zwolnił odrobinę i klepnął mnie po ramieniu.
-Przebijam stawkę. - odparł twardo, kiwając głową na brunetkę. - Pięćset, jeśli nakłonisz ją do sam wiesz jakiej relacji.
-I co ci z tego? - parsknąłem cicho, żeby nie zwrócić na siebie czyjejś uwagi.
-Chcę cię po prostu sprawdzić, Ash. - wzruszył ramionami. - Dla frajdy.
            Przeniosłem wzrok z blondyna na Theę, idącą kawałek przed nami. Sposób, w jaki spontanicznie kołysała biodrami, przy każdym kroku, aż przyprawiał o dreszcze. To, jak nieświadomie przygryzała dolną wargę, kiedy słuchała. Westchnąłem, ale pokiwałem głową.

-Lepiej zacznij odkładać kieszonkowe, Lucas.


***
Nie wiem nawet co Wam mogę napisać, serio. Dziękuję, że pomimo mojego ociągania się z rozdziałami, nadal tu jesteście. Normalnie Was za to kocham. <3
Ten rozdział powstał dzisiaj w nocy, w nagłym przypływie weny, także nie wiem co o nim sądzić. Dajcie znać. :>
Tak przy okazji zapraszam na moje nowe opowiadanie o 5sos, które z założenia będzie takim wolno pisanym, od razu ostrzegam. 
black-monday-ff.blogspot.com 
Myślę, że się Wam spodoba, chociaż jest tam tylko prolog i jeden rozdział :>
Zaznaczam, że teraz mam wakacje i póki co siedzę w domu, także rozdziały powinny pojawiać się tu częściej.
Kocham Was <3 

7 komentarzy:

  1. boski jak zwykle zresztą ♥ czekam jedynie na reakcję Theii, bo z tego co zdążyłam ją poznać, to Ash będzie miał niezły wpierdol xdd czekam na nexta weny i buziole ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooah! Myśle, że nie skończy się na przyjacielskim sexie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie!!! Ja tak bardzo chcę, żeby oni byli razem <3 Kocham tego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział <3 z wyczekiwaniem czekam nn :*
    /A

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko chłopaki i ich pomysły - a raczej pomysły Luka. Jak Thea się dowie to im zrobi z tyłków trzecią wojnę światową. Ash matko... ogarnij się i nie zgadzaj się na wszystko, co ten blond łoś ci wymyśla :P Uwielbiam w tym opowiadaniu całą czwórkę - Cal jesteś słodziak, Mikey - z kim tak romantycznie smsujesz? :D Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa i zapomniałam dodać, że uwielbiam rozdziały z perspektywy Asha :D Rozwalają mnie na łopatki :D

      Usuń