Charlie
zawsze uważał, że powinnam spędzać więcej czasu w damskim towarzystwie. Ja
jednak zawsze otaczałam się kolegami, bo z nimi się po prostu lepiej
dogadywałam. Dziewczyny zazwyczaj nie podzielały moich zainteresowań. Zamiast
biegać za piłką po boisku, jak ja, wolały latać po centrach handlowych, w
poszukiwaniu kolejnych niezbędnych butów i pasujących do nich torebek. Kiedy ja
kolekcjonowałam śrubki, nakrętki i podkładki, one miały po tysiąc par kolczyków
i wisiorków. Wtedy mi to nie przeszkadzało, jednak z czasem, w gronie facetów,
zaczynałam czuć się odrobinę samotna. Oczywiście miałam brata bliźniaka, z
którym rozumiałam się bez słów i niezastąpioną siostrę. Z Alice dogadywałyśmy
się niezaprzeczalnie dobrze, mogłam powiedzieć jej o wszystkim, ale z czasem
brak tej jednej osoby zaczynał mi doskwierać.
Któregoś
dnia, w pierwszej klasie liceum, poznałam dziewczynę, która nadawała się na
miano mojej przyjaciółki. Wpadłyśmy
na siebie zupełnie przypadkowo. Ja wracałam ze stadionu, ona z treningu kickboxingu.
Zaczęło sie od durnej gadki o kardio, później zaczęłyśmy spotykać się od czasu
do czasu i naprawdę zaczynałam jej ufać.
Olivia
miała bardzo specyficzny charakter. Ciężko jej było nawiązywać nowe znajomości,
bo była bardzo zdystansowana do świata i ludzi. Wystarczyło naprawdę małe
nieporozumienie, a potrafiła nie odzywać się do mnie przez ponad tydzień.
Jednak to, co wydarzyło się jakieś dwa lata później sprawiło, że wyjechała bez
pożegnania i wyjaśnienia ze mną całej sytuacji.
To
dlatego, kiedy dostałam smsa od nieznanego numeru, o treści "wracam do Londynu. liv.", miałam
ochotę rozwalić wszystko, co miałam w pobliżu. Ręka sama mi się zamachnęła, a
po sekundzie telefon roztrzaskał się o przeciwległą ścianę. Wypiłam duszkiem
zawartość szklanej butelki i zanim ponownie się zamachnęłam, drzwi otworzyły
się z hukiem.
-Co ty wyprawiasz? - Ash spojrzał
na rozbitą komórkę, a później na mnie.
-Zdenerwowałam się. - wzruszyłam
ramionami. - Sorry, jeśli cię obudziłam.
-Chcesz pogadać? - spytał,
krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Nie. - pokręciłam głową.
-Na pewno? - zrobił krok w moją
stronę, ale wyciągnęłam rękę, czym dałam mu do zrozumienia, żeby nie
podchodził.
-Nie chcę rozmawiać, Ashton,
wyjdź. - wskazałam na drzwi, ale on się
nie ruszył, tylko dalej uparcie się we mnie wpatrywał. - No mówię ci, nie
wkurwiaj mnie i nie graj psychiatry, tylko wyjdź!
-Jak sobie chcesz. - wymamrotał i
wyszedł, trzaskając głośno drzwiami.
Liv
wraca. Olivia Walker po prawie czterech latach nieobecności postanowiła wrócić
do Londynu. Po prawie czterech latach sobie o mnie przypomniała i zdecydowała
się do mnie odezwać. Czyżby wreszcie przejrzała na oczy?
Dziewczyna
nigdy nie miała łatwego życia, nigdy nie szło jej z górki. Nie miała rodziny,
wychowała się w domu dziecka, razem z dziesiątkami dzieciaków podobnych do
niej. Zawsze była sama, dlatego szybko nauczyła się jak samodzielnie żyć. Aż do
poznania Patricka. Kompletnie zawrócił jej w głowie, był chyba pierwszą osobą,
przed którą całkowicie się otworzyła. A on to perfidnie wykorzystywał. Pat był
typowym przystojniakiem, o blond włosach, cudownych, niebieskich jak ocean
oczach i trochę zawyżonym ego. Nie dziwiłam się Liv ani trochę, że się w nim
zadurzyła, bo sama padłabym ofiarą jego uroku osobistego.
Na
początku bardzo go polubiłam. Wydawał sie być bardzo sympatycznym, szarmanckim
i elokwentnym gościem. Im bardziej Liv się zatracała, on się zmieniał. Zaczęły
się kłamstwa i częste skoki w bok, na których wielokrotnie go przyłapywałam.
Myślałam, ze wydrapię mu oczy, kiedy po raz kolejny widziałam go z jakąś rudą
wywłoką, obściskujących się na parkiecie w Rio's. Taka sytuacja powtórzyła się
kilkanaście razy, a on za każdym prosił mnie, bym nic nie mówiła Olivii. Nie
chciałam jej krzywdzić, więc czekałam, aż on z tym wszystkim skończy. Aż się doigrał.
Okłamał Liv, że wyjeżdża służbowo, a Charlie spotkał go, bawiącego się w
centrum. Opowiedziałam przyjaciółce o
wszystkim, ale ona uwierzyła Patrickowi, który wcisnął jej, że jestem w nim
zakochana i mówię to wszystko, by tylko ich skłócić. Ściemniał, że podrywałam
go przy każdej możliwej okazji. Próbowałam przemówić jej do rozsądku, nawet mój
brat z nią rozmawiał, ale ona nie słuchała i czym prędzej, we dwójkę opuścili
miasto, nawet nie wiedziałam dokąd pojechali.
Przez
kilka pierwszych miesięcy rozpaczałam i denerwowałam się na zmianę. Nie mogłam
uwierzyć, że moja pierwsza i jedyna przyjaciółka
nie dała mi nawet szansy na wytłumaczenie. Cholernie mnie to bolało. Charlie
oczywiście uważał, że przesadzam, że najwyraźniej Liv nie była tak wspaniałą
osobą, za którą wszyscy ją postrzegali. Kazał mi zapomnieć o blondynce i żyć
dalej swoim życiem, w którym zaczęłam osiągać jako takie sukcesy. Przez ciągłe
treningi, naukę i dorywczą pracę, z czasem zapomniałam o istnieniu Olivii, lecz
czasami, gdy w tłumie mignęła mi jasnowłosa czupryna, czułam lekkie ukłucie tęsknoty
w sercu. Zaczęłam spędzać więcej czasu z koleżankami z drużyny, ale żadna nie
była dla mnie tak wyjątkowo ważna.
Gdzieś
głęboko w mojej podświadomości zakorzeniła się obawa przed nowymi
znajomościami, najwyraźniej przejęta od Walker. Nie umiałam utrzymać się w
jakimkolwiek związku, czy nawet czysto kumpelskiej relacji, dłużej niż było mi
to potrzebne. Brałam, co chciałam i odchodziłam. Źle się z tym czułam, ale nie
potrafiłam nic z tym zrobić. Strach przed ponownym odrzuceniem był silniejszy,
więc wolałam odcinać się od osób, od których już niczego nie mogłam uzyskać.
Wiedziałam, że nie było to dobre, ani dla mnie, ani dla potencjalnych
znajomych, bo samotność czasami mnie przytłaczała. Przesiadywałam w warsztacie
przez całe noce, by tylko zająć myśli pracą, albo zamęczałam się na siłowni, by
na chwilę wyrzucić z siebie wszystkie wątpliwości.
Dlatego
dziwnie poczułam się, kiedy, w niezbyt miły sposób, wyrzuciłam z pokoju
Ashtona. Nie powinnam się tak unosić, tylko przeprosić i grzecznie poprosić o
chwilę samotności, od której tak usilnie próbowałam uciec, lecz za każdym razem
z marnym skutkiem. Przetarłam twarz dłońmi, przeczesałam włosy palcami,
odetchnęłam trzy razy i zatopiłam stopy we wściekle różowym, puchatym dywaniku.
Charlie sprezentował mi go jakiś czas temu, żeby "ożywić nowe
gniazdko". Zachwiałam się na nogach, co było skutkiem wypicia prawie całej
butelki wina, ale z łatwością utrzymałam równowagę. Na paluszkach wyszłam z
pokoju, nie zamykając drzwi, by nie narobić niepotrzebnego hałasu. Może Irwin
spał? Całe mieszkanie, nie licząc mdłego światła, które rzucała moja lampka,
pogrążone było w ciemności. Jedynie słaby promyczek białej żarówki LED
przebijał się w progu łazienkowych drzwi.
Podeszłam
do nich i uniosłam dłoń, zaciśniętą w piąstkę. Przez dłuższą chwilę nie
odważyłam się zapukać. Co jeśli teraz on nie chciał ze mną rozmawiać? Przecież
nie znałam go prawie wcale, skąd mogłam wiedzieć, jak reaguje w takich
sytuacjach? Westchnęłam cicho i opuściłam rękę.
-Długo jeszcze zamierzasz tam
stać? - wystraszyłam się, kiedy usłyszałam jego głos, dobiegający z
pomieszczenia.
-S-skąd ty.. - urwałam, dalej
wgapiając się w drewnianą powłokę.
-Widzę cień twoich stóp na
kafelkach. - prychnął, a ja mogłam przysiąc, że przewrócił oczyma. - Możesz
wejść, goły nie jestem.
Owszem,
goły nie był, o ile ubraniem można było nazwać przewiązany w pasie bordowy
ręcznik. Małe kropelki kapały mu z końcówek włosów, by sunąć po całym torsie i
w końcu wchłonąć w ciemnoczerwony materiał. Stał sobie beztrosko, bokiem do
mnie i kończył się golić. Musiałam zamrugać kilkukrotnie i wziąć głęboki
oddech, bo przez chwilę zapomniałam jak to się robi. Opłukał twarz z resztek
pianki, wytarł dłonie i odwrócił się przodem do mnie, opierając się biodrem o
umywalkę, i założył ręce na piersi.
-Więc? - zaczął, spoglądając
prosto na mnie. - Nagle zebrało ci się na rozmowy?
-Ja... - nie bardzo wiedziałam co
powiedzieć. Złapałam w palce rąbek koszulki i to na nim skupiłam swój wzrok. -
Chciałam przeprosić.
-Za co? - wzruszył ramionami. -
Mi krzywdy nie zrobiłaś.
-Nie powinnam była tak krzyczeć.
- uniosłam spojrzenie, a kąciki moich ust powędrowały troszkę ku górze. - Ale
jeśli nic się nie stało, to widzę, że nie potrzebnie się fatygowałam.
Stałam
w miejscu jeszcze chwilę, bo jakoś nie mogłam się ruszyć. Dopiero zdałam sobie
sprawę, że wolałabym, gdyby na mnie nakrzyczał. Chciałam, żeby się zezłościł,
bo jego spokój był trochę zbyt przerażający. Może było to głupie, ale w takiej
sytuacji naprawdę nie wiedziałam, jak się zachować. Chciałam zobaczyć odrobinę
wściekłości na jego twarzy, jak zaciska dłonie w pięści, bo to było coś, co
doskonale znałam. Byłam do tego przyzwyczajona, już od najmłodszych lat. Sama
nie umiałam załatwiać konfliktów pokojowo, czego dowodami były dzisiejsze
siniaki. Zawsze walczyłam o coś, na czym mi zależało, więc najwyraźniej Ashton
miał tą całą sytuację totalnie w dupie. Po prostu go to nie obeszło.
Mina
mi zrzedła, bo gdzieś w czeluści mojej głowy zabrzmiały mi jego słowa: Jestem całkiem dobrym słuchaczem; polecam
się na przyszłość. Co ja głupia sobie myślałam? Że po kilku dniach
znajomości stanie się moim super przyjacielem, do rany przyłóż? Przecież byłam
tylko zwyczajną, przypadkową współlokatorką i non-stop łaziłam mu za tyłkiem.
Boże, stałam się nachalna.
Prychnęłam
głośno i potarłam czoło dłonią. Gorzki, krótki śmiech wydostał się z moich ust,
kiedy przymknęłam powieki. Czułam się co najmniej żałośnie. Zrobiłam krok do
tyłu, kolejny i jeszcze jeden. Blondyn patrzył prosto na mnie ze zmrużonymi
oczyma i śmieszną zmarszczką między brwiami. Co sekundę otwierał usta, jakby
chciał coś powiedzieć, ale od razu je zamykał. Atmosfera między nami wydawała
się być strasznie napięta, a powietrze jakby zgęstniało.
Zetknęłam
się plecami z drzwiami, a nie przypominam sobie, żebym je zamykała. Nie
odważyłam się odwrócić wzroku od jego tęczówek, które w obecnym w łazience,
białym świetle, były wręcz szmaragdowo zielone. Dłonią wymacałam klamkę,
nacisnęłam ją, a drzwi ustąpiły, uchylając się z cichym skrzypnięciem.
-Nie powinnam była... -
powiedziałam odrobinę ciszej, niż zamierzałam i wyszłam z pomieszczenia.
Dostałam
to, o co zawsze tak uparcie walczyłam. Dostałam... nic. Nic, o które zawsze mi
chodziło. Dostałam obojętność, której podświadomie wszędzie szukałam, bo bałam
się, że jej brak mnie zgubi. Kolejny raz uświadamiałam sobie, że staję się
taka, jak moja matka. Totalnie obojętna na wszystko, co w życiu jest
najważniejsze. Oparłam się bokiem o zimną ścianę, by uspokoić kołatanie serca i
wyrównać oddech. Najwyraźniej niepotrzebnie.
Irwin
szybkim krokiem opuścił łazienkę. Rozejrzał się po korytarzu, ale kiedy
napotkał mnie spojrzeniem, przytrzymał się wpół kroku i zacisnął szczękę. Nie
wiedziałam czy się śmiać, czy bać, bo wyglądał trochę przerażająco. Nawet
gdybym chciała uciec, to nie miałam szansy, bo jednym ruchem złapał mnie za
przedramię i przyciągnął do siebie.
-C-co ty... - nie zdążyłam
dokończyć, bo zamknął moje usta swoimi.
Kompletnie
nie wiedziałam, co się dzieje i byłam zbyt zszokowana, by jakkolwiek
zareagować. Dopiero gdy położył dłoń na moim biodrze i lekko je ścisnął,
dotarło do mnie co tu się wyprawia. Odsuwając od siebie myśli o konsekwencjach
swych poczynań, odwzajemniłam jego pocałunek, który nie był wcale aż tak
delikatny. Uścisk na moim nadgarstku zelżał, a ja poczułam jak ręka chłopaka
wędruje po moim boku, by wkraść się pod koszulkę. Nie potrafiłam myśleć
racjonalnie, szczególnie kiedy Ashton przycisnął mnie do ściany. Zrobiło mi się
cholernie gorąco, gdy poczułam miękkie usta na policzku, później na żuchwie, aż
w końcu zatrzymały się na szyi. Zostawiał na niej mokre ślady, kiedy zasysał i
przygryzał moją rozgrzaną skórę. Odchyliłam głowę do tyłu i nie mogłam
powstrzymać cichego jęku, który uciekł prosto z mojego gardła. Doprowadzał mnie
do szału i doskonale o tym wiedział.
Zadrżałam,
kiedy jednym ruchem uniósł mnie ku górze. Odruchowo oplotłam go nogami w pasie,
a sekundę później opadłam na łóżko w jego sypialni. Zanim się obejrzałam, a
leżałam bez bokserki, a chłopak obsypywał pocałunkami moje piersi. Nieświadomie
uniosłam biodra, na co odpowiedział mi ledwie słyszalnym mruknięciem. Wplotłam
palce w jego wilgotne włosy i z powrotem przyciągnęłam go do siebie. Delikatnie
zassałam jego dolną wargę i jeszcze mocniej poczułam jego erekcję na udzie. Uklęknął
na materacu i ściągnął ze mnie spodenki, razem z bielizną. Nie pozostałam mu
dłużna i szybkim pociągnięciem zerwałam z niego ręcznik. Przez moment nasze
spojrzenia się skrzyżowały, a ja mogłam zaobserwować jak bardzo podniecony
jest.
Wszystkie
zmartwienia, które krążyły mi dziś po głowie, jakby przestały na moment
istnieć. Nie myślałam o niczym, zupełnie. Tak jakby ktoś przełączył pstryczek w
moim umyśle. Jeszcze tej nocy nie wiedziałam, że tym kimś był i będzie Ashton.
Ba, nie spodziewałam się, że to, przed czym tak zapalczywie uciekałam, było tak
blisko.
***
W przypływie weny go skończyłam i od razu wrzucam, także jest trochę niesprawdzony :v
Dziękuję Wam za komentarze, jesteście cudowne <3
Jestem ciekawa czy dziewczyny po tak długim czasie się spotkają i jak to spotkanie będzie wyglądać. Aaaaash jesteś mega cud miód i orzeszki :D Nie dziwię się czemu nie mogła oderwać od niego wzroku - końcówka MEEEGA :D Ogólnie cały rozdział mi się podobał, bo był mocno naładowany emocjami :) Czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuńnooo ten ostatni gif... woah, mam nadzieję, że będę miała kolorowe sny hahahaha zdecydowanie potrzebuję więcej takich akcji z Ashem i Theą. Jestem ciekawa jak to będzie z tą Liv... Może to będzie taki pstryczek niezgody między Ashem i Theą?? Mniejsza o moje rozmyślenia czekam na nexta kochana weny i buziole ;**
OdpowiedzUsuńOooo takk! :D Jestem zadowolona z takiego zakończenia :D LUBIĘ TO <3
OdpowiedzUsuńi ciekawi mnie spotkanie z tą całą "przyjaciółką" :D
Już nie przepadam za Liv, idk dlaczego.
OdpowiedzUsuńAsh i Thea to taka trochę mieszanka wybuchowa, prawda? Ciągle rośnie między nimi napięcie i w pewnej chwili po prostu szuka ujścia.
Czekam na nowy rozdział (i w sumie przepraszam, że komentuję dopiero teraz, ale to nie ważne właściwie)
Ściskam
Caroline xx
Co z rozdziałem? :(
OdpowiedzUsuńDziękuje za rozdział,
OdpowiedzUsuńDziękuje że piszesz,
Dziękuje że jesteś,