-To powiesz mi, kto cię tak
poturbował?
W
dalszym ciągu byliśmy w moim łóżku. Thea leżała na brzuchu, do pasa przykryta
czerwonym prześcieradłem. Nie mogłem się oprzeć i opuszkami palców jeździłem po
jej odkrytych plecach. Na żebrach, z lewej strony, miała paskudnego,
fioletowego siniaka, a gdzieniegdzie zauważyłem niewielkie strupki.
Zmarszczyłem brwi, bo syknęła cichutko, kiedy lekko dotknąłem największego
sińca.
-Dostałam od zazdrosnej laski. - odwróciła
głowę, twarzą w moją stronę. - Ona wyleciała z drużyny, a ja nie zagram w
ostatnim, najważniejszym meczu sezonu.
-Wow, to dosyć przykre. -
mruknąłem.
-Tylko nie myśl, że jej
darowałam. Mogę się założyć, że wygląda dużo gorzej niż ja.
Zaśmiałem
się, słysząc pewność siebie w tonie jej głosu. Tak czy siak, na pewno było jej
przykro, skoro nie zagra w kolejnym starciu, - podobno tym największej wagi -
ale zgrabnie skrywała to rozczarowanie. Z tego co wiem o piłce nożnej, jeśli
sezon kończy się teraz, kolejny zacznie się dopiero we wrześniu. Szkoda by było
stracić szansę dobrego zakończenia rozgrywek, szczególnie, że Thea kiedyś
wspominała, że gra całkiem nieźle.
-Jeśli nie pokonamy szwedek,
będziemy trzecie. - westchnęła głęboko. - Nigdy nie byłyśmy trzecie! Niestety,
przegrywamy z Frankfurtem aż pięcioma punktami, więc pierwsze na pewno nie
będziemy.
-Dacie radę, na pewno. - nie
podobał mi się grymas niezadowolenia na jej twarzy, więc chciałem dodać jej
trochę otuchy. - Thea? Czy to przypadek? - uniosła się na łokciach i popatrzyła
na mnie pytająco.
-Nie wierzę w przypadki. Do czego
pijesz, Ash? - spojrzała na mnie spod wachlarza ciemnych rzęs, a jej delikatny
uśmiech przeistoczył się w przygryzioną z nerwów wargę.
I po co zaczynałeś, głąbie?
Zachciało się pogawędki, to się teraz tłumacz.
-Czy to przypadek, że drugi raz
skończyliśmy w łóżku? - wypaliłem.
Przez
jej twarz przebiegła cała masa emocji. Na początku chyba była zdumiona, bo
wytrzeszczyła oczy i rozdziawiła usta. Sekundę później zmarszczyła brwi i
zacisnęła szczękę. Wydawało mi się, że na tę krótką chwilę wstrzymała oddech,
bo gdy zaczęła się powoli podnosić wypuściła gwałtownie powietrze. Pokręciła
głową, narzuciła na siebie którąś z moich leżących na podłodze koszul i w końcu
spojrzała na mnie przez lewe ramię.
-Nie naciskaj. - mruknęła i schyliła
się po swoje spodenki. Chwyciła dłonią za klamkę i odwróciła się jeszcze na
chwilę. - Mówiłam już, że kiedyś ci powiem. Nie naciskaj, Ashton.
I
wyszła, zostawiając mnie w sporym osłupieniu.
Obudziłem
się parę minut po dziesiątej. Dudnienie kropel deszczu w szybę przyprawiało
mnie o ból głowy. A może to przez wypity wieczorem czteropak? Ziewnąłem
szeroko, przeczesałem włosy palcami i powoli zwlokłem się z łóżka. Wskoczyłem w
dresy i wyszedłem z sypialni.
Thei
nie było w salonie, nie krzątała się po kuchni, nie paliła na balkonie.
Ośmieliłem się nawet zajrzeć do jej pokoju, ale tam zastałem tylko zaścielone
byle jak łóżko, ubrania (w tym moją czerwoną koszulę) porozrzucane po podłodze
i miskę z niedojedzonymi płatkami na biurku.
Zaparzyłem
sobie kubek kawy, narzuciłem na siebie tylko rozpinaną bluzę z kapturem i
otworzyłem drzwi balkonowe. Usiadłem na fotelu, krzyżując nogi w kostkach i
odpaliłem papierosa.
Gdzieś
pomiędzy szumiącym deszczem, gwarem rozmów setek osób, przechadzających się po
ulicy i hałasem ruchu ulicznego, w moim umyśle rozbrzmiewały dwa słowa.
Zapętlone, trochę zniekształcone, ale bardzo wyraźne: nie naciskaj, nie naciskaj, nie naciskaj. Czemu tak bardzo wbiło mi
się to do głowy? Tylko przy jednej osobie czułem się tak, jak teraz. Ale
przecież ona jest siedemnaście tysięcy kilometrów stąd. Dwadzieścia dwie
godziny lotu samolotem, w dodatku z przesiadką. Pokręciłem głową, by odrzucić
niechciane myśli, ale wspomnienia i tak napłynęły.
Melanie
poznałem, kiedy przeniosła się do naszego liceum. Już pierwszego dnia sprawiła,
że połowa szkoły zatraciła się w jej osobie. Złociste włosy, opadające falami
na plecy, sięgały prawie do pośladków. Obcisłe, czarne dżinsy opinały zgrabne,
długie nogi, kremowa koszulka na grubych ramiączkach uwydatniała niemały biust.
Kiedy spojrzała na ciebie tymi szarymi oczyma, wiedziałeś, że jesteś zgubiony. Doskonale
wykorzystywała fakt, że leciało na nią tylu kolesi. Odrzucała wszystkich
nachalnych ciołków, którzy chcieli tylko dobrać się do jej majtek. Była jednak
cwana, bo specjalnie zarywała do nich wszystkich, żeby później olać ich w
najbardziej bolesny sposób. Nie spieszyło mi się z poznaniem jej, bo
wiedziałem, że prędzej czy później sama do mnie trafi. Zaczęliśmy spotykać się kilka miesięcy po jej
przeniesieniu. Zaczęło się od pożyczenia notatek z historii. Była cienka, nie
zaprzeczam, dlatego zlitowałem się i zacząłem udzielać jej korepetycji.
Widywaliśmy się coraz częściej i skończyło się na tym, że byliśmy parą, aż do
końca szkoły. Bywało różnie, jak chyba w każdym związku. Rozchodziliśmy się, po
dwóch dniach schodziliśmy i tak w kółko. Różniliśmy się, chłopaki często mi
powtarzali, że to nie jest laska dla mnie. Wyglądała jak typowa barbie,
zachowywała się jak typowa barbie, słuchała zespołów, składających się z
kilkorga słodkich chłopców, śpiewających o idealnej, słodkiej miłości słodkiego
chłopca do słodkiej dziewczynki. Często kłóciliśmy się o właśnie takie małe
pierdoły, jak jej gust muzyczny, czy mój styl ubierania, ale było nam ze sobą
dobrze.
Niestety,
kilka tygodni po drugiej rocznicy musiała pożegnać mnie na lotnisku Kingsford
Smith, bo przeprowadzałem się do Londynu. Przez dłuższy czas mieliśmy ze sobą
dobry kontakt, Skype był naszym codziennym rytuałem, ale na dłuższą metę żadne
z nas nie chciało ciągnąć związku na taką odległość. Pisaliśmy coraz rzadziej,
chociaż Mel obiecywała, że kiedyś przyjedzie mnie odwiedzić. Cóż, minęły cztery
lata. Byłem beznadziejnie zakochanym szczeniakiem, jednak kilometry i upływ
czasu zrobiły swoje, i trochę się ogarnąłem.
Dzwonek
mojego telefonu rozbrzmiał gdzieś z mieszkania. Domyślałem się, że to któryś z
chłopaków, bo nikt inny do mnie raczej nie dzwonił. Chyba, że Lauren. Moja
siostra jeszcze jakiś czas temu codziennie do mnie zaglądała, pomagała mi
posprzątać, albo robiła pranie. Ostatnio widziałem ją, gdy Thea się
wprowadzała.
Lauren
sprowadziła się do Londynu, kiedy tylko skończyła osiemnastkę. Przywlokła ze
sobą chłopaka, z którym rozeszła się już po miesiącu wspólnego mieszkania.
Wynajęła jeden pokój dziewczynie w jej wieku, z którą aktualnie się przyjaźni. Nie
chciała iść na studia, nie uważała tego za potrzebne (tak jak i ja), więc
zamęczała się, pracując całymi dniami w klubie w centrum miasta. Zarabiała
jednak całkiem dobrze, skoro było ją stać na kupno nowego autka. Mnie w dalszym
ciągu utrzymywała matka, przelewając mi co jakiś czas większe sumy na konto.
Wiedziała, że jestem leniem, nie umiem wytrzymać w jednej pracy kilku tygodni.
Podniosłem
tyłek z fotela i wszedłem do środka. Komórka nie przestawała dzwonić, więc
powlokłem się w kierunku pokoju. Leżała na biurku, przykryta luźnymi kartkami
i, o dziwo, jasnoszarą, damską koszulką. Wziąłem urządzenie do ręki i nie
patrząc na wyświetlacz odebrałem, przykładając telefon do ucha.
-Czego? - mruknąłem.
-Wow, jednak nie śpisz. - głos
Hemmingsa dotarł do mojego ucha. Potwierdziłem w odpowiedzi. - Odpalaj konsolę,
za pięć minut będziemy. Odwołali mi resztę wykładów.
-Spoko. - nie czekałem na więcej
i się rozłączyłem.
Tak
jak zapowiedział Luke, drzwi otworzyły się dokładnie pięć minut później. Po co
dawałem temu skurczybykowi klucz? Rozsiadłem się na kanapie, a do salonu
wtoczył się blondyn, w towarzystwie Michaela. Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem
na nich pytająco.
-A gdzie Cal? - spytałem i
przywitałem się z chłopakami.
-Pojechał spotkać się z twoją
dziewczyną. - Hemmo odkrzyknął z kuchni, a po chwili wrócił, z trzema puszkami Carlsberga.
-Nie przypominam sobie, żebym
ostatnio zmieniał swój status społeczny, przyjacielu. - uniosłem brew. - Jest z
Theą?
-Przecież mówię. - spojrzał na
mnie, jak na przybysza z innej planety. - Zadzwoniła do niego dosłownie
dwadzieścia minut temu, a on od razu wpakował dupę w taksówkę.
-I co z tego? Myślałem, że po
ostatniej imprezie zmieniłeś do niej nastawienie.
-Sam nie wiem. - podrapał się po
głowie. - Uważaj, żeby Hood nie przeleciał jej za ciebie.
-Nie musi. - Luke prawie
zakrztusił się piwem.
Michael
odchrząknął, pociągnął z puszki sporego łyka i wtrącił się w dyskusję:
-Ashton, proszę powiedz, że nie
zaciągnąłeś tej biednej dziewczyny do łóżka. - patrzył na mnie z zaciśniętymi
ustami.
-Nie musiałem jej nigdzie
zaciągać, sama mi do niego wskoczyła. - wzruszyłem ramionami. - Dwa razy.
Chłopaki
zaniemówili. Mikey wyzerował całą puszkę, zgniótł ją i poszedł do kuchni po
następną. Do Luke'a chyba nie dochodziło to, co powiedziałem, bo wytrzeszczył
oczy i wgapiał się we mnie, jakbym powiedział, że wynalazłem lekarstwo na raka.
Kręcił głową z niedowierzaniem, lecz z chwilą, gdy Clifford wrócił na swój
fotel, ocknął się z tego dziwnego transu.
-Obawiam się jednak, że masz
konkurenta, Ash.
Wyciągnął
telefon, poklikał w ekran parę razy i podał mi urządzenie. Włączył Instagrama i
pokazywał mi zdjęcie brunetki z Jessiem, które widziałem kilka dni temu, już parę
minut po jego udostępnieniu.
-Widziałem ich dziś rano na
uczelni. Ciągnie ją do niego, jak misia do miodu. - zabrał swoją komórkę i
rzucił na stolik.
Nic
nowego, przecież doskonale o tym wiedziałem. Cholera, nawet pomagałem jej
nauczyć się poderwać tego gościa. Machnąłem na blondyna ręką i rzuciłem mu
pada. Włączyliśmy Fifę, ale ani trochę mi nie szło. Luke chyba to zauważył, bo
wykorzystywał moją nieuwagę w każdym możliwym momencie. Moja dekoncentracja
doprowadziła do przegranej, więc oddałem kontroler Michaelowi, który ochoczo
przejął stery. Ja usunąłem się do pozycji obserwującego.
Po
niezliczonej ilości granych rund, w jakże wciągającą Fifę 14, telefon Hemmingsa
zaczął wibrować i poruszać się po stoliku. Na ekranie pojawiło się zdjęcie
tyłka Caluma, na co zaśmiałem się, kręcąc głową. Luke kazał mi odebrać, więc
tak zrobiłem.
-Co robicie głąby? -
rozentuzjazmowany Cal aż krzyczał do telefonu.
-Gramy. - odpowiedziałem krótko.
-To ruszcie tyłki, jest sobota,
uderzamy w miasto! - krzyk przemienił się we wrzask, a w tle dało się usłyszeć
cichy, damski chichot. - Tak na poważnie to właśnie zamykamy warsztat, wsiadamy
w taksówkę i jedziemy do was. Thea się przebierze i wychodzimy.
-Spoko. - burknąłem i zawiesiłem
połączenie, oddając blondynowi telefon.
Streściłem
chłopakom treść rozmowy, bo po moich lakonicznych odpowiedziach raczej się nie
domyślili, o co mogło chodzić. Zerknąłem na zegarek, który autentycznie
wskazywał godzinę piątą dwadzieścia cztery. Czy my naprawdę przegraliśmy cały
dzień? Żaden z nas jednak nie podniósł się z kanapy, rozgrywka trwała nadal. W
momencie, kiedy moja współlokatorka i Cal weszli do mieszkania, tylko
niegrający Mikey poszedł się z nimi przywitać.
Brunetka
najwyraźniej zamknęła się w sypialni, bo do salonu wrócił tylko czerwonowłosy i
Hood. Podał mi rękę, którą uścisnąłem. Usiadł obok mnie i poklepał mnie po
ramieniu.
-Gratulacje, stary. - odwróciłem
wzrok od ekranu. Najwyraźniej straciłem gola, ale jakoś średnio mnie to
obeszło. O czym on do cholery gadał? - Powiedziała mi. - kiwnął głową w
kierunku sypialni.
-Oh.- wyrwało mi się. - Ta,
dzięki.
Na
moje szczęście nie drążył tematu, ja też nie zamierzałem. Siedzieliśmy tak we
czwórkę, trochę w niezręcznej ciszy, przerywanej jedynie odgłosami, dobiegającymi
z głębi mieszkania. Któryś z chłopaków pogwizdywał pod nosem, co niesamowicie
mnie wkurwiało, ale wolałem nie komentować. Michael odezwał się pierwszy,
pytając mnie, czy zamierzam iść do klubu w dresach, bez koszulki, z narzuconą
na wierzch rozpiętą bluzą. Faktycznie, nie wypadało.
Podniosłem
się, rzuciłem joystick dla Caluma, który ucieszył się jak dziecko. Poczłapałem
do swojego pokoju. Brunetka akurat wychodziła z łazienki. Posłała mi szeroki
uśmiech, a ja wiedziałem, że jednak między nami wszystko jest w porządku.
Przebrałem
się w pierwsze lepsze ciuchy, spryskałem się z wierzchu jakimiś perfumami,
sprezentowanymi przez Lauren, pochowałem w kieszenie potrzebne rzeczy i wyszedłem,
z jasnoszarą koszulką pod pachą.
Uchyliłem
drzwi do pomieszczenia naprzeciwko. Thea siedziała na łóżku i sznurowała buty.
Te wysokie, czarne, z drewnianym obcasem. Pod nogami leżało jasnoróżowe
pudełko, z czarnym logiem projektanta, Jeffreya Campbella. Melanie kiedyś o
nich marzyła, doskonale pamiętam to nazwisko, oraz cenę, która wtedy mnie
przeraziła.
-Mam coś twojego. - rzuciłem jej
bluzkę, którą złapała w powietrzu.
-Dzięki. - odwiesiła ją na
oparcie krzesła. - Mam nadzieję, że nie obrazisz się, za pożyczenie koszuli?
Dopiero
teraz dotarło do mnie, że ma na sobie flanelową koszulę, w czarno-czerwoną
kratę, której przód miała wpuszczony w skórzane spodenki. Natychmiastowo
pokręciłem głową.
-I tak wyglądasz w niej lepiej
niż ja. - zaśmiałem się krótko, na co odpowiedziała mi uśmiechem.
Wyszliśmy
z mieszkania w dobrych humorach. Michael zażarcie z kimś esemesował, chyba
domyślałem się z kim. Zdradzał go blady rumieniec na policzkach i błąkający się
na ustach uśmieszek. Dziewczyna i Calum szli odrobinę z przodu, chichocząc jak
pięciolatki. Luke zwolnił odrobinę i klepnął mnie po ramieniu.
-Przebijam stawkę. - odparł
twardo, kiwając głową na brunetkę. - Pięćset, jeśli nakłonisz ją do sam wiesz
jakiej relacji.
-I co ci z tego? - parsknąłem
cicho, żeby nie zwrócić na siebie czyjejś uwagi.
-Chcę cię po prostu sprawdzić,
Ash. - wzruszył ramionami. - Dla frajdy.
Przeniosłem
wzrok z blondyna na Theę, idącą kawałek przed nami. Sposób, w jaki
spontanicznie kołysała biodrami, przy każdym kroku, aż przyprawiał o dreszcze.
To, jak nieświadomie przygryzała dolną wargę, kiedy słuchała. Westchnąłem, ale
pokiwałem głową.
-Lepiej zacznij odkładać
kieszonkowe, Lucas.
***
Nie wiem nawet co Wam mogę napisać, serio. Dziękuję, że pomimo mojego ociągania się z rozdziałami, nadal tu jesteście. Normalnie Was za to kocham. <3
Ten rozdział powstał dzisiaj w nocy, w nagłym przypływie weny, także nie wiem co o nim sądzić. Dajcie znać. :>
Tak przy okazji zapraszam na moje nowe opowiadanie o 5sos, które z założenia będzie takim wolno pisanym, od razu ostrzegam. black-monday-ff.blogspot.com
Ten rozdział powstał dzisiaj w nocy, w nagłym przypływie weny, także nie wiem co o nim sądzić. Dajcie znać. :>
Tak przy okazji zapraszam na moje nowe opowiadanie o 5sos, które z założenia będzie takim wolno pisanym, od razu ostrzegam. black-monday-ff.blogspot.com
Myślę, że się Wam spodoba, chociaż jest tam tylko prolog i jeden rozdział :>
Zaznaczam, że teraz mam wakacje i póki co siedzę w domu, także rozdziały powinny pojawiać się tu częściej.
Kocham Was <3
boski jak zwykle zresztą ♥ czekam jedynie na reakcję Theii, bo z tego co zdążyłam ją poznać, to Ash będzie miał niezły wpierdol xdd czekam na nexta weny i buziole ;**
OdpowiedzUsuńWooah! Myśle, że nie skończy się na przyjacielskim sexie :D
OdpowiedzUsuńJeszcze nic nie wiadomo :D
UsuńWreszcie!!! Ja tak bardzo chcę, żeby oni byli razem <3 Kocham tego bloga ;)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział <3 z wyczekiwaniem czekam nn :*
OdpowiedzUsuń/A
Matko chłopaki i ich pomysły - a raczej pomysły Luka. Jak Thea się dowie to im zrobi z tyłków trzecią wojnę światową. Ash matko... ogarnij się i nie zgadzaj się na wszystko, co ten blond łoś ci wymyśla :P Uwielbiam w tym opowiadaniu całą czwórkę - Cal jesteś słodziak, Mikey - z kim tak romantycznie smsujesz? :D Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńAaaa i zapomniałam dodać, że uwielbiam rozdziały z perspektywy Asha :D Rozwalają mnie na łopatki :D
Usuń