Uciekłam.
Mówiłam, że może kiedyś opowiem mu, dlaczego jest ze mną tak, a nie inaczej.
Wczorajszego wieczora kompletnie wyprowadził mnie z równowagi, więc uciekłam.
Nie miałam ochoty rozmawiać na ten temat, bo nawet nie wiedziałam, co mogłabym
mu powiedzieć. Że bałam się odrzucenia? Osądzania? Jakichkolwiek zobowiązań?
Pomyślałby, że zwariowałam. Zaczęło mnie to trochę przytłaczać.
Napisałam
do Caluma pod wpływem impulsu. Potrzebowałam odwrócenia uwagi, odrobiny
koślawego humoru, rozrywki. Nie sądziłam, że odpisze, a co dopiero przyjedzie
do warsztatu z opakowaniem pączków w czekoladzie i kubkiem kawy ze Starbucksa.
Brunet
okazał się być dobrym pomocnikiem. Ja kończyłam montować instalację gazową w
Volkswagenie, a on poukładał mi narzędzia, posprzątał caluśki garaż, a nawet
umył Audi, które czekało na odbiór. Z wdzięczności zamknęłam godzinę wcześniej,
wyskoczyłam do sklepu po dwa zimne piwa, które sączyliśmy przy dźwiękach najnowszej
płyty Fall Out Boy.
Sama
nie wiem w jakich okolicznościach, ale temat rozmowy zszedł na naszą pierwszą,
wspólną imprezę. Wspominaliśmy grę w butelkę, śmiejąc się głośno z niektórych
zadań, czy głupich pytań. Przez
przypadek wypaplałam, że owa domówka miała dosyć fajne zakończenie. Cal nie do
końca zrozumiał, co miałam na myśli i zaczął wypytywać. Raczej nie miałam
wyjścia i musiałam mu powiedzieć, że spałam z Ashtonem. Nie powiem, że nie był
zdziwiony, bo przez dłuższą chwilę z zamiłowaniem przyglądał się czubkom swoich
czarnych vansów.
-Wiesz, Thea. - zaczął, przenosząc
wzrok z powrotem na mnie. - W sumie to się tego spodziewałem. Ty jesteś sama,
Ashton to Ashton, mieszkacie pod jednym dachem. W końcu coś musiało zaiskrzyć.
-Whoa, wyluzuj. - zaśmiałam się
krótko. - Nic nie iskrzyło, nie iskrzy i iskrzyć nie będzie.
-Jeśli tak mówisz. - wzruszył
ramionami i upił ostatniego łyka ze szklanej butelki.
Nie
chciałam kontynuować tej rozmowy, więc ucieszyłam się, kiedy usłyszałam dzwonek
własnego telefonu. Sięgnęłam po niego do kieszeni i nie patrząc na ekran,
odebrałam połączenie.
-Cześć, siostrzyczko. -
rozweselony ton głosu Charliego nigdy nie zwiastował niczego dobrego. - Jakieś
plany na wieczór?
-Ty mi powiedz. - odpowiedziałam.
-Okej, więc znając ciebie,
najprawdopodobniej siedzisz w warsztacie, umazana smarem, sączysz tanie wino i
słuchasz jakichś smętnych hitów. Trafiłem?
-Siedzę w warsztacie z Calumem,
nie jestem aż tak brudna, sączymy tanie piwo i słuchamy cudownego głosu Patricka
Stumpa. Coś jeszcze?
-Prawie zgadłem. - odparł z
przekąsem. - Ruszcie wasze zgrabne tyłeczki i wpadajcie do Rio's. Do pierwszej
serwują darmowe drinki. Obiecałem ci, że zabiorę cię w weekend na imprezę, nie
przyjmuję odmowy.
-Okej, pojadę się ogarnąć i
spotkamy się na miejscu. Do zobaczenia! - cmoknęłam i się rozłączyłam.
Brunet
przyglądał mi się pytająco. Dopiłam resztki bursztynowego, pięcioprocentowego
napoju i odstawiłam butelkę na stół warsztatowy. Skrzyżowałam ręce na klatce
piersiowej i uśmiechnęłam się szeroko.
-Jeśli chcesz to dzwoń po swoich
kolegów, bo dzisiaj idziemy potańczyć.
W
mieszkaniu oczywiście zastałam Michaela i Luke'a. Jakże by inaczej? Z głośników
dobiegały do mnie odgłosy z ich ukochanej gry, przeplatane co chwilę cichymi
przekleństwami Ashtona. Czyżby dzisiejszego dnia gra nie szła po jego myśli?
Clifford pojawił się w korytarzu i przywitał mnie krótkim uściskiem. Przy
okazji szepnął, że tak czy siak wybierał się do centrum, by spotkać się z
Charliem. Mój brat wie, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, skubany.
Wyprostowanie
włosów zajęło mi trochę czasu, ale miałam nadzieję, że chłopcy się nie obrażą.
Do tej pory nie usłyszałam żadnych ponagleń, więc zrobiłam sobie nieco bardziej
złożony makijaż. Upewniwszy się, że odłączyłam prostownicę od prądu, ostatni
raz zerknęłam na swoją twarz w dużym lustrze i opuściłam łazienkę. W korytarzu
natknęłam się na swojego współlokatora, który patrzył na mnie z nieodgadnionym
wyrazem twarzy. Dopiero kiedy posłałam w jego stronę szeroki uśmiech,
odwzajemnił go, a ja jakimś cudem wiedziałam, że między nami jest okej.
Od
razu po przekroczeniu progu sypialni w oczy rzuciła mi się czerwono-czarna
koszula w kratę, którą podwędziłam Irwinowi wieczorem, kiedy to uciekałam z
jego łóżka, jakby miał mi się w nim oświadczyć. W głowie przeanalizowałam
wszystkie możliwe stylizacje, które mogłam do owej koszuli dobrać i postawiłam
na skórzane spodenki, i czarne lity. Wbrew pozorom te buty, pomimo wysokiego
obcasa, są cholernie wygodne. Przetańczyłam w nich już niejedną noc i zapewne
jeszcze wiele imprez przede mną.
Ashton
chyba potrzebował pretekstu, żeby ze mną porozmawiać, bo przyniósł mi koszulkę,
która równie dobrze mogłaby zostać pożarta przez pralkę. Nie zależało mi na
niej tak bardzo, by mi ją zwracać, ale może chłopak myślał inaczej. Cóż,
dostałam nawet komplement, że wyglądam w jego koszuli "lepiej, niż on
sam". Cokolwiek to miało znaczyć.
Postanowiliśmy
nie zamawiać taksówki, bo Rio's nie było aż tak daleko. Szłam pod rękę z
Calumem, który cały czas nawijał o panienkach, jakie chciałby poznać.
Zaoferowałam się, że mogę zostać jego skrzydłową, ale kategorycznie mi tego
zabronił. Twierdził, że jeszcze nie jest tak źle, żeby nie umiał sam poderwać
dziewczyny. Nie wnikałam.
Michael
szedł odrobinę za nami. Za każdym razem jak zerkałam przez ramię, spojrzenie
miał utkwione w ekranie swojej komórki, a jego palce niemalże nie odrywały się
od klawiatury. Czyżby Charlie aż tak zawrócił mu w głowie? Nie znałam Clifforda
zbyt dobrze, ale nic do niego nie miałam i naprawdę nie chciałabym, żeby mój
bliźniak narobił mu złudnej nadziei.
Nasz
pochód zamykał Luke i Ash. Zażarcie o czymś dyskutowali, jednak ględzący jak
potłuczony Hood skutecznie utrudniał mi podsłuchanie ich rozmowy. Raz
przyłapałam Irwina na gapieniu się na mnie, ale ten tylko puścił mi oczko i
przeniósł spojrzenie na blondyna.
Chłopcy
zatrzymali się przed klubem, pod którym już uformowała się kilkunastometrowa
kolejka. Zauważyłam w niej kilka znajomych twarzy i masę nastolatków, którzy na
próżno próbowali wejść do lokalu. Ochrona sprawdzała dokumenty każdego
wchodzącego, gdyż wstęp do Rio's mieli tylko ci, którzy skończyli dwudziesty
pierwszy rok życia. Zdawałam sobie sprawę, że tylko ja i Ashton mogliśmy
legalnie wejść, ale dla mnie nie było to większym problemem.
-Cholera, Thea, przecież nas tam
nie wpuszczą! - jęknął Cal i założył ręce na klatce piersiowej. - Nie możemy
iść tam, gdzie zawsze chodzimy z chłopakami?
-Hoodie, wybacz, ale ja nie
zamierzam bawić się z licealistami. - prychnęłam pod nosem, odrzucając włosy na
plecy.
-W takim razie zamierzasz stać w
tej kolejce i liczyć na cud, że ich wpuszczą? - Ash popatrzył na mnie pytająco,
przygryzając policzek od środka.
-Możecie przestać płakać i iść za
mną? - spytałam, chociaż wcale nie oczekiwałam odpowiedzi.
Ruszyłam
wzdłuż ustawionych w rządek osób, by znaleźć się tuż koło drzwi. Słyszałam
protesty i obelgi rzucane w naszą stronę, ale nie zwracałam na to uwagi.
Zgrabnie ominęłam trzyosobową grupkę, stojącą na czele wężyka i uśmiechnęłam
się do wysokiego, ciemnowłosego ochroniarza.
-Will, wieki cię nie widziałam! -
zarzuciłam mu ręce na szyję, a on odwzajemnił uścisk. - Znajdzie się dla nas
miejsce w środku?
-Musisz nas częściej odwiedzać,
Tess. - zaśmiał się brunet, a ja zmarkotniałam. - Pamiętaj, żeby zachować dla
mnie taniec.
Nienawidziłam
tego przezwiska. Mattie zaczął tak do mnie mówić, później Olivia je
przechwyciła, a odkąd oboje ode mnie odeszli, nikt tak do mnie więcej nie mówił.
Najwyraźniej nie wszyscy pamiętali o zakazie, ale niestety nic nie mogłam na to
poradzić.
-Wiesz gdzie mnie szukać. -
uśmiechnęłam się do niego po raz ostatni i przeszłam przez próg, a za mną
wtoczyli się chłopcy.
Rio's
jak zwykle tętniło życiem. Uwielbiałam atmosferę tego miejsca, na sam widok
świateł, migoczących na każdej ścianie, nogi same rwały się do tańca. Kiwnęłam
głową na swoich towarzyszy i zaczęłam przeciskać się między ludźmi. Doskonale
wiedziałam, gdzie przebywa mój brat i prawdopodobnie kilku jego znajomych.
Pokonaliśmy pięć schodków i znaleźliśmy się w vipowskiej sekcji. Całość była
oddzielona od reszty klubu szklaną ścianą, która jednak trochę wyciszała
dudniącą zewsząd muzykę. Wypatrzyłam Charliego w loży, którą zawsze
zajmowaliśmy, ale sekundę później ktoś inny przyciągnął mój wzrok.
-Thea? - blondyn krzyknął, kiedy
mnie zobaczył. Powoli pokiwałam głową, nie dowierzając w to, co widzę. Szybko
pokonał dzielącą nas odległość. - Gdzieś ty się przede mną chowała?
-Nie wiedziałam, że wróciłeś. -
mruknęłam, ignorując zadane pytanie. Czułam na plecach palące spojrzenie i
mogłam przysiąc, że całe 5 Seconds of Summer nie wie, co tu się wyprawia.
-Tęskniłaś? - rozłożył ramiona, a
ja od razu w nie wpadłam i zacisnęłam dłonie na jego koszulce.
-Nawet nie przypuszczasz jak
bardzo, Jack. - wymamrotałam, wątpiąc, że ktokolwiek poza mną to usłyszał.
Zajęłam
miejsce na czarnej, skórzanej kanapie, między Calumem, a Ashtonem. Obok nas
usiedli Luke i Michael, a po drugiej stronie stolika siedział Charlie, Jack i
dwóch znajomych mojego brata, których imion nie pamiętałam. Ktoś wcisnął mi do
ręki moje ukochane Long Island, najprawdopodobniej Charles, bo on jako jedyny z
obecnego tu grona znał moje upodobania co do drinków. Pociągnęłam przez słomkę
dosyć sporego łyka i odstawiłam szklankę na stolik.
-Więc? - spojrzałam na blondyna,
siedzącego na przeciw mnie. - Jak Indie?
-Żeby tylko Indie. - zaśmiał się
krótko. - Zwiedziłem trochę więcej, miałem sporo czasu. A ty? Znalazłaś sobie
kogoś?
-Żartujesz? - pokręciłam głową
wyraźnie rozbawiona. - Pytasz, jakbyś mnie nie znał.
-Mówiłem, żebyś na mnie nie
czekała. - wzruszył ramionami, a mnie zatkało.
Chwyciłam
szklane naczynie do ręki i, nie korzystając ze słomki, wypiłam duszkiem całą
jego zawartość - mieszankę wódki, tequili, rumu, ginu, likieru pomarańczowego i
coca coli. Oblizałam usta, cmokając cicho i wzięłam głęboki oddech.
-Nie zawsze chodzi o ciebie,
Jack. - podniosłam się z kanapy i popatrzyłam na zmieszanych chłopaków. -
Przepuśćcie mnie.
Zaczęłam
się przeciskać do wyjścia z loży, jednak cholernie długie nogi moich nowych
przyjaciół trochę mi to utrudniały. Luke jako jedyny wstał, żeby zrobić mi
więcej miejsca, za co podziękowałam mu skinieniem.
-Daj spokój, Tess, wraca.. -
odwróciłam się na pięcie i wycelowałam w niego palec wskazujący.
-Nie mów tak do mnie. - warknęłam
i jak najszybciej opuściłam pomieszczenie.
Ochłonęłam
trochę dopiero, gdy znalazłam się w damskiej toalecie. Na moje szczęście była
prawie pusta, nie licząc wymiotującej czarnulki i jej przyjaciółki, która
zawzięcie trzymała jej włosy i głaskała ją po plecach. Otworzyłam niewielkie
okienko na oścież i wzięłam kilka głębszych wdechów, wachlując się przy tym
dłonią.
Kiedy
odór zwróconego dzisiejszego obiadu i żółci czarnej zaczął sprawiać, że i mi
zrobiło się niedobrze, wyszłam z łazienki. Nie chciałam wracać do naszego
stolika, ale chyba nie miałam wyjścia. Głupio się czułam, że zostawiłam
chłopaków samych, bo przecież ja ich tu ściągnęłam. Przechodziłam przez
parkiet, kiedy poczułam dość silne szarpnięcie i czyjś dotyk na ramieniu.
Odwróciłam się, przekonana, że stanę twarzą w twarz z jakimś obrzydliwym
napaleńcem, ale odetchnęłam z ulgą, widząc Ashtona. Kiwnął głową w kierunku wyjściu
na patio, więc ruszyłam zaraz za nim.
Poczęstował
mnie papierosem, gdy usiedliśmy na drewnianej ławce. Odpaliłam go i zaciągnęłam
się, po chwili wypuszczając dym z płuc.
-Kim jest ten pajac? - spytał,
patrząc na mnie z uniesioną brwią.
-To... Jack. - mruknęłam i
wzięłam kolejnego bucha.
-Nie naciskać? - przytaknęłam mu
i uśmiechnęłam się szeroko.
Posiedzieliśmy
na zewnątrz chwilę, wystarczająco długą, by spalić po fajce i zdecydowaliśmy,
że idziemy wypić po jeszcze jednym drinku. Przy barze natknęliśmy się na trójkę
najlepszych kumpli Ashtona i Charliego, którzy co sekundę raczyli się szotem
wódki. Irwin przyłączył się do tego szalonego maratonu picia, ja jednak
zamówiłam sobie kolejne Long Island, bo nie zamierzałam upić się dziś do
nieprzytomności. No i przede wszystkim nie chciałam skończyć rzygając w
łazience, bo niestety nie miałam nikogo, kto mógłby mi potrzymać włosy.
Moi
towarzysze byli już nieźle wstawieni, a ja śmiałam się jak głupia. Wystarczyło
tylko na nich spojrzeć, a uśmiech sam wchodził na twarz. Calum podrywał
barmankę, która ewidentnie nie była nim zainteresowana. Cóż, najwyraźniej
obrączka na palcu serdecznym nie odstraszała mulata.
Michael
chichotał cicho, kiedy Charlie po raz kolejny nachylał się nad nim, by szepnąć
mu coś na ucho. Poprzysięgłam sobie, że jeśli mój brat w jakikolwiek sposób
skrzywdzi Clifforda, to nie ręczę za siebie. Czerwonowłosy wydawał się być
bardzo w porządku, a ja wiedziałam jakim chujem potrafi być Charles.
Luke
przez dłuższą chwilę rozglądał się uważnie po parkiecie, by w końcu zniknąć w
tłumie roztańczonych ludzi. Cóż, w tym klubie aż roiło się od napalonych lasek,
które tylko czekały, by na horyzoncie pojawił się ktoś taki jak Hemmings. W
końcu, która panienka oparłaby się urokowi nieziemsko przystojnego blondyna, o
tak cudownym spojrzeniu? Żadna.
Jedynie
Ash siedział znudzony, kręcąc słomką w pustej szklance po coca coli. Uparcie
nad czymś rozmyślał, bo przygryzał policzek od środka i mrużył oczy. Chciałam
spytać, co go gryzie, ale z drugiej strony nie chciałam psuć mu nastroju.
Dopiłam drinka i zeskoczyłam z wysokiego stołka. Chwyciłam Irwina za nadgarstek
i pociągnęłam go w stronę parkietu.
Jakimś
cudem udało nam się przecisnąć na moją ulubioną miejscówkę - między dwoma
betonowymi filarami, na lewo od konsoli DJa. Charlie wiedział, gdzie mnie
szukać, jeśli nie było mnie przy stoliku, ani przy barze. Wśród podrygujących osób,
ściśle ze sobą stłoczonych, dostrzegłam kilka znajomych twarzy, ale nie miałam
ochoty na spoufalanie się.
Przymknęłam
powieki i dałam się ponieść głośnym rytmom ciężkiego drum and bassu. Wypity
chwilę wcześniej alkohol zdawał się doskonale przeze mnie przemawiać, bo czułam
na sobie wiele spojrzeń. Niestety - dla napalonych na mnie facetów - Ashton,
ciasno obejmujący mnie w talii, dawał wszystkim do zrozumienia, że dzisiaj nie
jestem do wzięcia. Musiałam przyznać, że wcale mi to nie przeszkadzało. Co
jakiś czas podśpiewywałam pod nosem fragment piosenki, widząc, że Irwin robi to
samo. W pewnym momencie odwróciłam się
plecami, unosząc ręce do góry. Przycisnął mnie do siebie, łapiąc mnie za
biodra. Moje ciało jakby samo zrozumiało aluzję, biodra poszły w ruch.
Przygryzłam wargę, próbując się nie roześmiać, kiedy poczułam, jak jego mięśnie
odrobinę sztywnieją. Cóż mogłam
poradzić? Uwodzenie i niewinny flirt miałam we krwi.
-Przestań to robić, Thea. -
mruknął mi do ucha, kiedy po raz kolejny - niezupełnie przypadkiem - otarłam
się o niego.
-Co robić? - zerknęłam na niego
przez ramię, uśmiechając się cwaniacko.
-Nakręcać mnie. - mocniej wbił palce
w moją skórę.
-Oh, przepraszam najmocniej. -
znów się obróciłam i zarzuciłam mu ręce na szyję. - Nie miałam pojęcia, że tak
na ciebie działam.
-Taki kit możesz wciskać komuś
innemu. - prychnął, a ja zachichotałam. - Ruszasz się całkiem seksownie.
-Czyżbyś próbował mnie poderwać,
Ash? - popatrzyłam na niego wyraźnie rozbawiona.
-Nie muszę. - wzruszył ramionami.
- Wystarczy, że zrobię tak.
Zjechał
dłońmi na moje pośladki i lekko je uścisnął, co sprawiło, że prawie
podskoczyłam.
-Albo tak. - nachylił się, aby
szepnąć mi na ucho.
Jednym ruchem zarzucił mi włosy na plecy i jego usta znalazły się na mojej szyi. Zadrżałam, gdy
delikatnie zassał skórę. Przysięgam, że poczułam jak łapie mnie gęsia skórka.
-Teraz to ty mnie nakręcasz. -
uszczypnęłam go za ramię. - Zmywamy się?
-Do mnie będzie bliżej. - cmoknął
mnie przelotnie i pociągnął w stronę wyjścia.
Niemal
biegliśmy przez całą drogę do mieszkania, kierowani czystym pożądaniem. Oprócz
klaksonów, słyszałam jedynie stukot mych obcasów, szum krwi w głowie i głośny
oddech Ashtona. Przyjemne ciepło gromadziło się gdzieś w moim podbrzuszu.
Źródłem owego ciepła były nasze splecione dłonie, które w tamtym momencie
wydawały się być wręcz idealnie do siebie dopasowane. Nie czułam się pijana,
jakbym dzisiejszego wieczora nie wypiła nawet kropelki alkoholu. Nie martwiłam
się o Charliego, czy resztę chłopaków, bo pewnie prędzej czy później domyślą
się, gdzie i po co zniknęła nasza dwójka.
Może
Calum faktycznie miał rację? Tego wieczora jeszcze nie wiedziałam, że to
iskrzenie, o którym mówił, okaże się być zgubą dla moich poglądów i moralnych
zasad, których uparcie starałam się przestrzegać.
***
Sama nie wiem co sądzić o tym rozdziale. Kończony dosłownie przed chwilą, więc jeśli znajdziecie jakieś błędy to przepraszam :> Oczywiście dajcie znać w komentarzach, co sądzicie.
Rozdział na black monday powinien pojawić się też jakoś na dniach, najprędzej w poniedziałek, bo jutro (a raczej dzisiaj) jadę na osiemnastkę koleżanki i nie wiem czy się wyrobię. ;)
Kocham Was <3
*.* :D świetny, świetny, świetny!! Szczerzę się jak głupia do ekranu, bo Thea i Ash są słodcy ♥ kurczę, jestem ciekawa, jaka będzie jej reakcja na wiadomość, że to tylko zakład - chociaż wątpię, że Ashowi tylko na seksie zależy.... Czekam z niecierpliwością na następny rozdział weny i buziole ;**
OdpowiedzUsuńMegaśny rozdział! Naprawdę mi się podoba. Cal jesteś taki słooodziak :D ale niestety chłopie będziesz musiał obejść się smakiem, bo ja kibicuje Thei i Ashowi - byłaby z nich ekstra para. No i jest jeszcze Michael i jej brat :D ta dwójka też mi się podoba razem :D Końcówka - baaaaaaajeczna. Świetne zakończenie imprezy. Coś między nimi jest i żadne z nich nie powinno zaprzeczać, gorzej tylko jak wyjdzie na jaw ten ich zakład, bo to może mocno namieszać.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część :D Pozdrawiam!
Świetny rozdział :3
OdpowiedzUsuńDopiero odkryłam tego bloga, ale muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał. Czekam na następny rozdział ;-)
OdpowiedzUsuń