-Potrzebuję twojej pomocy.
Ashton
nie zdążył wyjść ze swojego pokoju, a ja od razu na niego naskoczyłam. Cóż, był
facetem z dość przyzwoitym gustem, a męska rada w tamtym momencie była niczym
na wagę złota. Pokiwał tylko głową i bez słowa przeszedł do kuchni, gdzie
czekała na niego świeżo zaparzona kawa i połowa jajecznicy, którą specjalnie
dla niego odłożyłam. W końcu przez żołądek do serca, czy jakoś tak.
Usiadłam
na fotelu w salonie, skąd miałam widok na jedzącego Irwina i chwyciłam za
lakier do paznokci. Zabrałam się za ich malowanie i czekałam, aż mój
współlokator skończy jeść. Jednym uchem słuchałam niedzielnego wydania
wiadomości, lecącego w telewizji. W Greenwich zawaliła się jakaś stara hala
produkcyjna, dwie poszkodowane osoby, przypadkowi przechodnie. Doskonale
pamiętałam ten budynek, w liceum zdarzało się mi imprezować w środku.
Oczywiście z gronem moich męskich przyjaciół, bo żadna z ich znajomych nie
odważyła się wejść za ogrodzenie, obwieszone tabliczkami z zakazem. Bez ryzyka
nie ma zabawy, prawda?
Gdy
paznokcie obu dłoni miałam pomalowane dwoma warstwami bladoróżowego lakieru,
Ash wskoczył na kanapę i założył nogi na stolik.
-Więc? Jaki masz problem?
-Po pierwsze... - wskazałam
palcem na jego dolne kończyny. - ściągaj te giry. Po drugie - zacisnęłam usta,
by powstrzymać się przed szerokim uśmiechem, który cisnął mi się na twarz - idę
dziś na randkę.
-Wow - mruknął. Zabrał jednak
nogi, wyprostował i skrzyżował je w kostkach. - To znaczy.. wow. Z tym pajacem
z Rio's?
-Z Jackiem? - prychnęłam pod
nosem. - Z nim spotykam się we wtorek, ale to nie jest ważne. Jessie zaprosił
mnie dziś na obiad.
-To chyba dobrze. - podrapał się
po karku. - I do czego ja ci jestem potrzebny? Mam robić za twoją przyzwoitkę?
Westchnęłam
głośno, kręcąc głową. Złapałam go za nadgarstek - oczywiście uważając, żeby
lakier mi nie odprysnął - i pociągnęłam w stronę swojej sypialni. Postawiłam go
przed otwartą szafą, a sama usiadłam po turecku na łóżku. Popatrzył na mnie z
uniesioną brwią i parsknął głośnym śmiechem.
-Chyba sobie żartujesz, Thea.
-No właśnie nie! - jęknęłam,
wyrzucając ręce ku górze. - Pamiętasz jak przywiozłeś mi ciuchy do warsztatu,
jak cię o to prosiłam? Dobrze trafiłeś. Pomóż mi i teraz.
-Gdzie idziecie? - przewrócił
oczyma i zaczął przesuwać wieszaki.
-Powiedział mi tylko, że to
restauracja jego ciotki - wzruszyłam ramionami. - Dlatego muszę jakoś wyglądać.
-Elegancko, seksownie, ale nie
zdzirowato? - spytał, przypatrując się kolejnej sukience.
-Dokładnie - przytaknęłam.
Nie
mogliśmy się zdecydować, więc urządziliśmy sobie mały maraton przebieranek.
Przymierzałam kolejne zestawy, niektóre tak komiczne, że dławiliśmy się ze
śmiechu. Najlepsza chyba była żarówiasta, różowa kiecka, w komplecie z
legginsami w panterkę i trampkami na koturnie. Ash nie mógł wytrzymać i cykał
mi fotki, którymi najprawdopodobniej będzie mnie szantażował. Cóż, dałam się
ponieść zabawie i pozowałam jak prawdziwa modelka, na prawdziwej sesji zdjęciowej,
do prawdziwego modowego magazynu. Jednak kiedy wszystkie śmieszne kombinacje
się skończyły, ciągle nie miałam wybranej tej na randkę. Padłam na łóżko i
nakryłam głowę poduszką.
-Włóż tą. - słyszałam jak blondyn
przewala ciuchy, leżące na podłodze, by rzucić we mnie kawałkiem materiału.
Usiadłam
i zerknęłam, co dla mnie wybrał. Uśmiechnęłam się na widok mojej ulubionej
sukienki. Nie nosiłam jej już dawno, bo zbyt wiele znajomych osób mnie już w
niej widziało, a Charlie kategorycznie mi zabraniał noszenia w kółko tych
samych ubrań. Akurat do tej miałam ogromny sentyment i uchroniłam ją przed wyrzuceniem,
zakopując ją głęboko w szafie. W sumie była bardzo prosta, z obcisłą górą, na
grubych ramiączkach i odrobinę rozkloszowanym dołem, cała w kolorze głębokiej
czerni. Aczkolwiek, po obu stronach talii miała niewielkie wycięcia, które
dodawały całości odrobiny pazura. Tak, jak lubiłam najbardziej.
Z
zakurzonego pudełka wyciągnęłam parę butów, które nakładałam tylko na specjalne
okazje. Prezent na osiemnaste urodziny, który kosztował jednak aż siedemset
funtów. Nie mogłam pozwolić sobie na kupno takiego obuwia dosyć często, więc te
trzyletnie Louboutiny przeleżały większość swojego żywota w kartonie. Matka by
mnie chyba zabiła, gdybym zniszczyła tę parę. Dziwne, skoro jej przyszły
małżonek kupuje jej takie średnio co miesiąc.
Podkreśliłam
oczy eyelinerem, wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta matową, karminową
szminką. Poprosiłam Irwina, żeby przyniósł mi z łazienki prostownicę, ale ten
pokręcił głową.
-Lepiej wyglądasz w pofalowanych.
I rozmazałaś się pod lewym okiem. - puścił mi oczko i wyszedł.
Uśmiechnęłam
się pod nosem. Jeśli Jessiemu szczęka opadnie, gdy mnie zobaczy, będę musiała
zwolnić Charliego z posady mojego stylisty i częściej prosić Asha o pomoc. Do
małej torebki wrzuciłam portfel, telefon, szminkę i klucze. Wcisnęłam obcasy na
nogi, ostatni raz przejrzałam się w lusterku i wyszłam z sypialni. Gdy mój
współlokator życzył mi powodzenia, dzwonek telefonu oznajmił mi, że mam nową
wiadomość: Jessie czekał na mnie na dole. Pisnęłam zadowolona, a szeroki
uśmiech wręcz sam wpełzł mi na twarz.
Krzyknęłam Ashtonowi, żeby trzymał za mnie kciuki i opuściłam mieszkanie.
*
Luke
krzyczał na Michaela niesamowicie głośno, by ten choć na chwilę odłożył komórkę
i przestał esemesować z tajemniczą nieznajomą. Aha, akurat. Czerwonowłosy
jednak nie słuchał blondyna, bo odwiesił gitarę i rozsiadł się na sofie,
zakładając nogi na stolik. Calum stwierdził, że za dużo ćwiczeń, jak na jeden
dzień, więc poszedł w ślady Clifforda i odwiesił swój bas na specjalne miejsce
na ścianie. Przewróciłem oczyma i sięgnąłem do turystycznej lodówki po zimnego
Heinekena. Uzgodniłem z Hoodem, że ja wypiję, a on odwiezie mnie moim autem do
domu i wróci taksówką. Jeśli chodzi o mnie, to był bardzo sprawiedliwy układ.
Domyślałem się, że chce spotkać się z Theą. Chyba się zaprzyjaźnili, a Cal w
końcu wybił sobie z głowy romanse z moją współlokatorką.
Michael
zabrał się z nami, podwieźliśmy go do Charliego. Calum już od jakiegoś czasu
przypuszczał, że nasz kolorowy przyjaciel ma się ku tej samej płci, ale ani
trochę mu to nie przeszkadzało. Wychodziło na to, że tylko Hemmings tkwił w
niewiedzy. Nie mogłem w żaden sposób wpłynąć na tę sytuację, to Mikey sam
musiał się przełamać i powiedzieć blondynowi prawdę.
W
trakcie drogi do mieszkania zrobiliśmy szybki przystanek w sklepie monopolowym,
by zaopatrzyć się w dwie puszki piwa i paczkę fajek, które zawsze zbyt szybko
się kończyły. Zaparkowaliśmy samochód pod blokiem i zostaliśmy świadkami bardzo
ciekawego wydarzenia.
Jakieś
sześć miejsc parkingowych od nas zatrzymała się srebrna Toyota, z której jak
oparzony wyskoczył kierowca - znany mi z widzenia mulat. Chyba chciał zachować
się jak dżentelmen i otworzyć pasażerce drzwi, ale brunetka go ubiegła i sama
wytoczyła się z auta. Podeszła dwa kroki, złapała się za brzuch i zwymiotowała,
prosto pod nogi swojego wymarzonego chłopaka. Calum szturchnął mnie w ramię,
ale nie zwróciłem na niego uwagi, tylko ciągle przyglądałem się tej komicznej
sytuacji. Thea chwiała się na tych niebotycznie wysokich szpilkach, targana
konwulsjami i co chwilę zwracała wcześniej zjedzony posiłek.
-Myślisz, że nafaszerował ją
jakimiś narkotykami? - spytał Hood, na co parsknąłem cicho.
-Oszalałeś? Ona chyba nie jest
głupia - odpowiedziałem.
Jessie
złapał się za głowę, chyba biedak nie wiedział co ze sobą zrobić. Moja
współlokatorka usiadła na krawężniku i pluła co chwilę przed siebie. Jedną
dłonią co rusz odgarniała włosy z twarzy, a drugą w dalszym ciągu trzymała się
za brzuch.
Kiedy zauważyłem grymas na twarzy
dziewczyny i zrozumiałem, że za chwilę znowu zwymiotuje, sam wysiadłem z
samochodu, prosząc Cala o jego zamknięcie. Szybkim krokiem pokonałem niewielką
odległość i uklęknąłem koło brunetki, odpychając trochę mulata.
-Dasz radę się podnieść? -
spytałem i przerzuciłem jej długie włosy na plecy. Wstałem i wyciągnąłem dwie
ręce w jej stronę.
-A ty to kto? - Jessie burknął w
moją stronę.
-A-ash.. - Thea złapała mnie za
nadgarstki i stanęła na nogi. - Zabierz mnie do mieszkania.
Kiwnąłem
głową i obróciłem ją bokiem do siebie. Wsunąłem jedną rękę pod jej kolana,
drugą przesunąłem na plecy i uniosłem ją do góry. Odruchowo objęła mnie za
szyję i głęboko westchnęła. Odwróciłem się, usłyszawszy za sobą krzyki Caluma.
Biegł w naszą stronę, tuląc do siebie reklamówkę z piwem i wymachiwał w połowie
pełną butelką wody. Zatrzymał się tuż przy mnie, nieco zdyszany, ale z szerokim
uśmiechem na twarzy. Wcisnął odkręconą już wodę w rękę Thei, a sam wyciągnął
dłoń do mulata.
-Cześć, jestem Calum -
powiedział, w dalszym ciągu się szczerząc. - Możesz spokojnie wracać do domu,
Ashton to jej współlokator, poradzimy sobie. Osobiście dopilnuję, żeby jutro
się do ciebie odezwała, czy wszystko w porządku. To na razie!
Nie
czekał na odpowiedź, tylko popchnął mnie w stronę klatki schodowej. Szedłem
szybko, pospieszany prośbami brunetki. Nagle zwykłe oczekiwanie na windę, jak i
sama jazda na siódme piętro, dłużyły się niemiłosiernie. Gdy tylko
przekroczyliśmy próg mieszkania, Thea sama wyskoczyła z moim objęć i pobiegła w
kierunku łazienki.
Hood
od razu poszedł do kuchni, gdzie wstawił piwo do lodówki i rozsiadł się na
kanapie, chwytając za pilot. Kiwnął mi głową w kierunku łazienki, więc
poszedłem w tamtą stronę. Drzwi były otwarte, więc tylko oparłem się ramieniem
i futrynę. Dziewczyna siedziała pod ścianą, z kolanami przyciągniętymi pod
brodę i obejmowała je rękoma. Policzek trzymała przyciśnięty do zimnej glazury.
-Potrzymać ci włosy? - rzuciłem w
jej kierunku, na co zaśmiała się cicho.
-Nie trzeba - odpowiedziała. -
Możesz mi podać frotkę z kosmetyczki.
Odepchnąłem
się od ściany i chwyciłem za miniaturową, różową torebkę. Spośród kilku
tamponów, wszelkiej maści kosmetyków i innych upiększaczy, udało mi sie
odnaleźć to, o co mnie prosiła. Wręczyłem ją dziewczynie i usiadłem na chłodnej
terakocie.
-Co się stało? - spytałem.
-Całe to wyjście to była jedna
wielka tragedia - jęknęła. - Myślałam, że restauracja jego ciotki, to naprawdę
restauracja, a nie knajpa z pikantnymi żeberkami i piwem z nalewaka. Okej,
lubię takie miejsca, lubię pikantne żeberka i piwo, ale gdybym wiedziała, to
nie ubierałabym się jak na wesele! Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę. Widziałeś,
Jessie sam był ubrany w T-shirt, dżinsy i trampki. Byłam zdenerwowana, ręce tak
mi się trzęsły, że strąciłam ze stolika prawie pełny kufel, a on roztłukł się
na kawałeczki.
-Wow - tylko tyle zdołałem z
siebie wydusić. - A te twoje małe rewolucje żołądkowe?
-Ugh, nic nie mów. Ta cała
cioteczka zaproponowała mi jakiś owocowy koktajl na rozluźnienie. Wszystko było
by spoko, gdyby powiedziała mi, że w większości to zmiksowane truskawki.
-Co? - parsknąłem śmiechem,
kręcąc przy tym głową.
-Mam uczulenie na truskawki -
prychnęła pod nosem. - Nie mogę ich jeść, wąchać, nawet balsamem o truskawkowym
zapachu się posmarować nie mogę. Na sam widok mnie odrzuca.
-To faktycznie kiepsko. Chcesz
obejrzeć z nami jakiś film?
-Dzięki, ale spasuję. - pokręciła
głową, z bladym uśmiechem na twarzy. - Jestem wykończona, pójdę tylko przywitać
się z Calem i idę spać.
Wróciliśmy
razem do salonu. Calum zaczął wypytywać o jej samopoczucie, a ona odpowiadała
mu zdawkowo, ale zgodnie z prawdą. Z kuchni przyniosłem jej butelkę zimnej
wody, za co podziękowała mi skinieniem głowy. Posiedziała z nami dłuższą chwilę
i zmyła się, życząc miłego wieczoru.
Trochę
jej współczułem, bo wiedziałem, jak bardzo zależało jej na tej randce. Chciała
wypaść jak najlepiej, bo z ich pierwszego wspólnego wyjścia ściągnęła ją matka.
Miałem tylko nadzieję, że po dzisiejszej akcji ten koleś nie zrazi się do Thei
i będzie chciał dalej się z nią spotykać. Przecież mógł podać jej trochę więcej
konkretów, co do tej całej restauracji, a to, że jest uczulona na truskawki, to
nie jej wina.
Z
drugiej strony, gdzieś głęboko w podświadomości czułem, że dobrze, że tak
się stało, że być może jednak Jessiemu odwidzi się randkowanie z moją
współlokatorką. Czemu? Cholera, sam nie wiedziałem. Każdy normalny człowiek
powiedziałby, że byłem zazdrosny, ale czy to prawda? Czy miałem o co? W końcu
nie zależało mi na niej, jak na dziewczynie,
byliśmy współlokatorami, a to, że zdarzyło nam się ze sobą przespać, wynikało
tylko z najzwyklejszych, ludzkich potrzeb.
Musiałem
jednak przyznać, że widok jej, wymiotującej pod blokiem trochę ścisnął mnie za
serce, a nawet może troszeczkę się zmartwiłem, ale to chyba świadczyło o tym,
że jesteśmy na dobrej drodze do stworzenia pięknej i długoletniej przyjaźni.
***
Rozdział miałam napisany baaardzo dawno temu, lecz niestety mój laptop chyba lubi mnie denerwować, bo znów się schrzanił, znowu poszła matryca, a że Paula nie myśli i nie pisze na bloggerze, tylko w wordzie, to Paula nie miała jak go udostępnić :')
Rozdział tak średnio sprawdzony, aczkolwiek przeczytam go jeszcze parę razy późniejszym wieczorkiem i jak by coś było nie tak, to edytuję, a Wy, jeśli błąd znajdziecie, to piszcie w komentarzach.
Kocham Was i mam nadzieję, że wybaczycie mi tak długie przerwy :(
aww perspektywa Asha ujęła mnie za serducho moja imienniczko xdd hahahaha czekam na nexta życzę ci duuuużo weny i buziole ;** wgl nie martw się, że nie miałaś jak wstawić, bo na rozdział warto było czekać ;)
OdpowiedzUsuńRozdział jest mega super! Fajnie, że wróciłaś... :) mam nadzieję, że laptop już nie będzie Ci się psuł i będzie z Tobą bardzo chętnie współpracował ;) i tak jak poprzedniczka napisała - nie martw się, bo na taki rozdział zdecydowanie było warto czekać! Powodzenia w pisaniu, dużo dużo weny i do następnego! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, oczywiście wybaczam ci twoją nieobecność, ale mam ogromną nadzieję, że takich przerw już nie będzie, a twój laptop wiernie będzie ci służył ;-) Coś czuję, że Ash się zakochuje <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że następny rozdział niebawem ;*
Życzę weny, pozdrawiam ;)
Rozdział naprawdę super, aczkolwiek mam nadzieję, że następnym razem nie będzie trzeba tak długo czekać na nexta :) Weny życzę :*
OdpowiedzUsuńAsh, chłoptasiu nie wal mi tu ściemy, że nie myślisz o niej jak o DZIEWCZYNIE, bo ci nie uwierzę :P On sam chyba przed sobą się do tego nie chce przyznać, ale ja wiem lepiej :D Michael i Charlie - chcę więcej coś na ich temat. Jestem ciekawa, jak zareaguje Luke, gdy się dowie. Mam nadzieję, że nie walnie czegoś durnego. Biedna Thea - szkoda mi jej. Tak bardzo chciała by wszystko wyszło, a posypało się jak zwykle. Zresztą też chcę by Jessie się od niej odczepił i by została z Irwinem, bo są parą na miano cud miód i orzeszki :D
OdpowiedzUsuńSpoko, takie rzeczy się zdarzają. Ja też nie piszę od razu na bloggerze :) Cieszę się jednak, że w końcu udało ci się wrzucić ten rozdział :)
Pozdrawiam!