Szablon by Alexxa

wtorek, 8 września 2015

Trzynasty.


-Potrzebuję twojej pomocy.
            Ashton nie zdążył wyjść ze swojego pokoju, a ja od razu na niego naskoczyłam. Cóż, był facetem z dość przyzwoitym gustem, a męska rada w tamtym momencie była niczym na wagę złota. Pokiwał tylko głową i bez słowa przeszedł do kuchni, gdzie czekała na niego świeżo zaparzona kawa i połowa jajecznicy, którą specjalnie dla niego odłożyłam. W końcu przez żołądek do serca, czy jakoś tak.
            Usiadłam na fotelu w salonie, skąd miałam widok na jedzącego Irwina i chwyciłam za lakier do paznokci. Zabrałam się za ich malowanie i czekałam, aż mój współlokator skończy jeść. Jednym uchem słuchałam niedzielnego wydania wiadomości, lecącego w telewizji. W Greenwich zawaliła się jakaś stara hala produkcyjna, dwie poszkodowane osoby, przypadkowi przechodnie. Doskonale pamiętałam ten budynek, w liceum zdarzało się mi imprezować w środku. Oczywiście z gronem moich męskich przyjaciół, bo żadna z ich znajomych nie odważyła się wejść za ogrodzenie, obwieszone tabliczkami z zakazem. Bez ryzyka nie ma zabawy, prawda?
            Gdy paznokcie obu dłoni miałam pomalowane dwoma warstwami bladoróżowego lakieru, Ash wskoczył na kanapę i założył nogi na stolik.
-Więc? Jaki masz problem?
-Po pierwsze... - wskazałam palcem na jego dolne kończyny. - ściągaj te giry. Po drugie - zacisnęłam usta, by powstrzymać się przed szerokim uśmiechem, który cisnął mi się na twarz - idę dziś na randkę.
-Wow - mruknął. Zabrał jednak nogi, wyprostował i skrzyżował je w kostkach. - To znaczy.. wow. Z tym pajacem z Rio's?
-Z Jackiem? - prychnęłam pod nosem. - Z nim spotykam się we wtorek, ale to nie jest ważne. Jessie zaprosił mnie dziś na obiad.
-To chyba dobrze. - podrapał się po karku. - I do czego ja ci jestem potrzebny? Mam robić za twoją przyzwoitkę?
            Westchnęłam głośno, kręcąc głową. Złapałam go za nadgarstek - oczywiście uważając, żeby lakier mi nie odprysnął - i pociągnęłam w stronę swojej sypialni. Postawiłam go przed otwartą szafą, a sama usiadłam po turecku na łóżku. Popatrzył na mnie z uniesioną brwią i parsknął głośnym śmiechem.
-Chyba sobie żartujesz, Thea.
-No właśnie nie! - jęknęłam, wyrzucając ręce ku górze. - Pamiętasz jak przywiozłeś mi ciuchy do warsztatu, jak cię o to prosiłam? Dobrze trafiłeś. Pomóż mi i teraz.
-Gdzie idziecie? - przewrócił oczyma i zaczął przesuwać wieszaki.
-Powiedział mi tylko, że to restauracja jego ciotki - wzruszyłam ramionami. - Dlatego muszę jakoś wyglądać.
-Elegancko, seksownie, ale nie zdzirowato? - spytał, przypatrując się kolejnej sukience.
-Dokładnie - przytaknęłam.
            Nie mogliśmy się zdecydować, więc urządziliśmy sobie mały maraton przebieranek. Przymierzałam kolejne zestawy, niektóre tak komiczne, że dławiliśmy się ze śmiechu. Najlepsza chyba była żarówiasta, różowa kiecka, w komplecie z legginsami w panterkę i trampkami na koturnie. Ash nie mógł wytrzymać i cykał mi fotki, którymi najprawdopodobniej będzie mnie szantażował. Cóż, dałam się ponieść zabawie i pozowałam jak prawdziwa modelka, na prawdziwej sesji zdjęciowej, do prawdziwego modowego magazynu. Jednak kiedy wszystkie śmieszne kombinacje się skończyły, ciągle nie miałam wybranej tej na randkę. Padłam na łóżko i nakryłam głowę poduszką.
-Włóż tą. - słyszałam jak blondyn przewala ciuchy, leżące na podłodze, by rzucić we mnie kawałkiem materiału.
            Usiadłam i zerknęłam, co dla mnie wybrał. Uśmiechnęłam się na widok mojej ulubionej sukienki. Nie nosiłam jej już dawno, bo zbyt wiele znajomych osób mnie już w niej widziało, a Charlie kategorycznie mi zabraniał noszenia w kółko tych samych ubrań. Akurat do tej miałam ogromny sentyment i uchroniłam ją przed wyrzuceniem, zakopując ją głęboko w szafie. W sumie była bardzo prosta, z obcisłą górą, na grubych ramiączkach i odrobinę rozkloszowanym dołem, cała w kolorze głębokiej czerni. Aczkolwiek, po obu stronach talii miała niewielkie wycięcia, które dodawały całości odrobiny pazura. Tak, jak lubiłam najbardziej.
            Z zakurzonego pudełka wyciągnęłam parę butów, które nakładałam tylko na specjalne okazje. Prezent na osiemnaste urodziny, który kosztował jednak aż siedemset funtów. Nie mogłam pozwolić sobie na kupno takiego obuwia dosyć często, więc te trzyletnie Louboutiny przeleżały większość swojego żywota w kartonie. Matka by mnie chyba zabiła, gdybym zniszczyła tę parę. Dziwne, skoro jej przyszły małżonek kupuje jej takie średnio co miesiąc.
            Podkreśliłam oczy eyelinerem, wytuszowałam rzęsy i pomalowałam usta matową, karminową szminką. Poprosiłam Irwina, żeby przyniósł mi z łazienki prostownicę, ale ten pokręcił głową.
-Lepiej wyglądasz w pofalowanych. I rozmazałaś się pod lewym okiem. - puścił mi oczko i wyszedł.
            Uśmiechnęłam się pod nosem. Jeśli Jessiemu szczęka opadnie, gdy mnie zobaczy, będę musiała zwolnić Charliego z posady mojego stylisty i częściej prosić Asha o pomoc. Do małej torebki wrzuciłam portfel, telefon, szminkę i klucze. Wcisnęłam obcasy na nogi, ostatni raz przejrzałam się w lusterku i wyszłam z sypialni. Gdy mój współlokator życzył mi powodzenia, dzwonek telefonu oznajmił mi, że mam nową wiadomość: Jessie czekał na mnie na dole. Pisnęłam zadowolona, a szeroki uśmiech wręcz sam wpełzł mi na  twarz. Krzyknęłam Ashtonowi, żeby trzymał za mnie kciuki i opuściłam mieszkanie.
*
            Luke krzyczał na Michaela niesamowicie głośno, by ten choć na chwilę odłożył komórkę i przestał esemesować z tajemniczą nieznajomą. Aha, akurat. Czerwonowłosy jednak nie słuchał blondyna, bo odwiesił gitarę i rozsiadł się na sofie, zakładając nogi na stolik. Calum stwierdził, że za dużo ćwiczeń, jak na jeden dzień, więc poszedł w ślady Clifforda i odwiesił swój bas na specjalne miejsce na ścianie. Przewróciłem oczyma i sięgnąłem do turystycznej lodówki po zimnego Heinekena. Uzgodniłem z Hoodem, że ja wypiję, a on odwiezie mnie moim autem do domu i wróci taksówką. Jeśli chodzi o mnie, to był bardzo sprawiedliwy układ. Domyślałem się, że chce spotkać się z Theą. Chyba się zaprzyjaźnili, a Cal w końcu wybił sobie z głowy romanse z moją współlokatorką.
            Michael zabrał się z nami, podwieźliśmy go do Charliego. Calum już od jakiegoś czasu przypuszczał, że nasz kolorowy przyjaciel ma się ku tej samej płci, ale ani trochę mu to nie przeszkadzało. Wychodziło na to, że tylko Hemmings tkwił w niewiedzy. Nie mogłem w żaden sposób wpłynąć na tę sytuację, to Mikey sam musiał się przełamać i powiedzieć blondynowi prawdę.
            W trakcie drogi do mieszkania zrobiliśmy szybki przystanek w sklepie monopolowym, by zaopatrzyć się w dwie puszki piwa i paczkę fajek, które zawsze zbyt szybko się kończyły. Zaparkowaliśmy samochód pod blokiem i zostaliśmy świadkami bardzo ciekawego wydarzenia.
            Jakieś sześć miejsc parkingowych od nas zatrzymała się srebrna Toyota, z której jak oparzony wyskoczył kierowca - znany mi z widzenia mulat. Chyba chciał zachować się jak dżentelmen i otworzyć pasażerce drzwi, ale brunetka go ubiegła i sama wytoczyła się z auta. Podeszła dwa kroki, złapała się za brzuch i zwymiotowała, prosto pod nogi swojego wymarzonego chłopaka. Calum szturchnął mnie w ramię, ale nie zwróciłem na niego uwagi, tylko ciągle przyglądałem się tej komicznej sytuacji. Thea chwiała się na tych niebotycznie wysokich szpilkach, targana konwulsjami i co chwilę zwracała wcześniej zjedzony posiłek.
-Myślisz, że nafaszerował ją jakimiś narkotykami? - spytał Hood, na co parsknąłem cicho.
-Oszalałeś? Ona chyba nie jest głupia - odpowiedziałem.
            Jessie złapał się za głowę, chyba biedak nie wiedział co ze sobą zrobić. Moja współlokatorka usiadła na krawężniku i pluła co chwilę przed siebie. Jedną dłonią co rusz odgarniała włosy z twarzy, a drugą w dalszym ciągu trzymała się za brzuch.
            ­­­­­­­­ Kiedy zauważyłem grymas na twarzy dziewczyny i zrozumiałem, że za chwilę znowu zwymiotuje, sam wysiadłem z samochodu, prosząc Cala o jego zamknięcie. Szybkim krokiem pokonałem niewielką odległość i uklęknąłem koło brunetki, odpychając trochę mulata.
-Dasz radę się podnieść? - spytałem i przerzuciłem jej długie włosy na plecy. Wstałem i wyciągnąłem dwie ręce w jej stronę.
-A ty to kto? - Jessie burknął w moją stronę.
-A-ash.. - Thea złapała mnie za nadgarstki i stanęła na nogi. - Zabierz mnie do mieszkania.
            Kiwnąłem głową i obróciłem ją bokiem do siebie. Wsunąłem jedną rękę pod jej kolana, drugą przesunąłem na plecy i uniosłem ją do góry. Odruchowo objęła mnie za szyję i głęboko westchnęła. Odwróciłem się, usłyszawszy za sobą krzyki Caluma. Biegł w naszą stronę, tuląc do siebie reklamówkę z piwem i wymachiwał w połowie pełną butelką wody. Zatrzymał się tuż przy mnie, nieco zdyszany, ale z szerokim uśmiechem na twarzy. Wcisnął odkręconą już wodę w rękę Thei, a sam wyciągnął dłoń do mulata.
-Cześć, jestem Calum - powiedział, w dalszym ciągu się szczerząc. - Możesz spokojnie wracać do domu, Ashton to jej współlokator, poradzimy sobie. Osobiście dopilnuję, żeby jutro się do ciebie odezwała, czy wszystko w porządku. To na razie!
            Nie czekał na odpowiedź, tylko popchnął mnie w stronę klatki schodowej. Szedłem szybko, pospieszany prośbami brunetki. Nagle zwykłe oczekiwanie na windę, jak i sama jazda na siódme piętro, dłużyły się niemiłosiernie. Gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania, Thea sama wyskoczyła z moim objęć i pobiegła w kierunku łazienki.
            Hood od razu poszedł do kuchni, gdzie wstawił piwo do lodówki i rozsiadł się na kanapie, chwytając za pilot. Kiwnął mi głową w kierunku łazienki, więc poszedłem w tamtą stronę. Drzwi były otwarte, więc tylko oparłem się ramieniem i futrynę. Dziewczyna siedziała pod ścianą, z kolanami przyciągniętymi pod brodę i obejmowała je rękoma. Policzek trzymała przyciśnięty do zimnej glazury.
-Potrzymać ci włosy? - rzuciłem w jej kierunku, na co zaśmiała się cicho.
-Nie trzeba - odpowiedziała. - Możesz mi podać frotkę z kosmetyczki.
            Odepchnąłem się od ściany i chwyciłem za miniaturową, różową torebkę. Spośród kilku tamponów, wszelkiej maści kosmetyków i innych upiększaczy, udało mi sie odnaleźć to, o co mnie prosiła. Wręczyłem ją dziewczynie i usiadłem na chłodnej terakocie.
-Co się stało? - spytałem.
-Całe to wyjście to była jedna wielka tragedia - jęknęła. - Myślałam, że restauracja jego ciotki, to naprawdę restauracja, a nie knajpa z pikantnymi żeberkami i piwem z nalewaka. Okej, lubię takie miejsca, lubię pikantne żeberka i piwo, ale gdybym wiedziała, to nie ubierałabym się jak na wesele! Wszyscy patrzyli na mnie jak na wariatkę. Widziałeś, Jessie sam był ubrany w T-shirt, dżinsy i trampki. Byłam zdenerwowana, ręce tak mi się trzęsły, że strąciłam ze stolika prawie pełny kufel, a on roztłukł się na kawałeczki.
-Wow - tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. - A te twoje małe rewolucje żołądkowe?
-Ugh, nic nie mów. Ta cała cioteczka zaproponowała mi jakiś owocowy koktajl na rozluźnienie. Wszystko było by spoko, gdyby powiedziała mi, że w większości to zmiksowane truskawki.
-Co? - parsknąłem śmiechem, kręcąc przy tym głową.
-Mam uczulenie na truskawki - prychnęła pod nosem. - Nie mogę ich jeść, wąchać, nawet balsamem o truskawkowym zapachu się posmarować nie mogę. Na sam widok mnie odrzuca.
-To faktycznie kiepsko. Chcesz obejrzeć z nami jakiś film?
-Dzięki, ale spasuję. - pokręciła głową, z bladym uśmiechem na twarzy. - Jestem wykończona, pójdę tylko przywitać się z Calem i idę spać.
            Wróciliśmy razem do salonu. Calum zaczął wypytywać o jej samopoczucie, a ona odpowiadała mu zdawkowo, ale zgodnie z prawdą. Z kuchni przyniosłem jej butelkę zimnej wody, za co podziękowała mi skinieniem głowy. Posiedziała z nami dłuższą chwilę i zmyła się, życząc miłego wieczoru.
            Trochę jej współczułem, bo wiedziałem, jak bardzo zależało jej na tej randce. Chciała wypaść jak najlepiej, bo z ich pierwszego wspólnego wyjścia ściągnęła ją matka. Miałem tylko nadzieję, że po dzisiejszej akcji ten koleś nie zrazi się do Thei i będzie chciał dalej się z nią spotykać. Przecież mógł podać jej trochę więcej konkretów, co do tej całej restauracji, a to, że jest uczulona na truskawki, to nie jej wina.
            Z drugiej strony, gdzieś głęboko w podświadomości czułem, że dobrze, że tak się stało, że być może jednak Jessiemu odwidzi się randkowanie z moją współlokatorką. Czemu? Cholera, sam nie wiedziałem. Każdy normalny człowiek powiedziałby, że byłem zazdrosny, ale czy to prawda? Czy miałem o co? W końcu nie zależało mi na niej, jak na dziewczynie, byliśmy współlokatorami, a to, że zdarzyło nam się ze sobą przespać, wynikało tylko z najzwyklejszych, ludzkich potrzeb.
            Musiałem jednak przyznać, że widok jej, wymiotującej pod blokiem trochę ścisnął mnie za serce, a nawet może troszeczkę się zmartwiłem, ale to chyba świadczyło o tym, że jesteśmy na dobrej drodze do stworzenia pięknej i długoletniej przyjaźni.  

            

***
Rozdział miałam napisany baaardzo dawno temu, lecz niestety mój laptop chyba lubi mnie denerwować, bo znów się schrzanił, znowu poszła matryca, a że Paula nie myśli i nie pisze na bloggerze, tylko w wordzie, to Paula nie miała jak go udostępnić :')
Rozdział tak średnio sprawdzony, aczkolwiek przeczytam go jeszcze parę razy późniejszym wieczorkiem i jak by coś było nie tak, to edytuję, a Wy, jeśli błąd znajdziecie, to piszcie w komentarzach.
Kocham Was i mam nadzieję, że wybaczycie mi tak długie przerwy :(

5 komentarzy:

  1. aww perspektywa Asha ujęła mnie za serducho moja imienniczko xdd hahahaha czekam na nexta życzę ci duuuużo weny i buziole ;** wgl nie martw się, że nie miałaś jak wstawić, bo na rozdział warto było czekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest mega super! Fajnie, że wróciłaś... :) mam nadzieję, że laptop już nie będzie Ci się psuł i będzie z Tobą bardzo chętnie współpracował ;) i tak jak poprzedniczka napisała - nie martw się, bo na taki rozdział zdecydowanie było warto czekać! Powodzenia w pisaniu, dużo dużo weny i do następnego! Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wspaniały, oczywiście wybaczam ci twoją nieobecność, ale mam ogromną nadzieję, że takich przerw już nie będzie, a twój laptop wiernie będzie ci służył ;-) Coś czuję, że Ash się zakochuje <3
    Mam nadzieje że następny rozdział niebawem ;*
    Życzę weny, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział naprawdę super, aczkolwiek mam nadzieję, że następnym razem nie będzie trzeba tak długo czekać na nexta :) Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ash, chłoptasiu nie wal mi tu ściemy, że nie myślisz o niej jak o DZIEWCZYNIE, bo ci nie uwierzę :P On sam chyba przed sobą się do tego nie chce przyznać, ale ja wiem lepiej :D Michael i Charlie - chcę więcej coś na ich temat. Jestem ciekawa, jak zareaguje Luke, gdy się dowie. Mam nadzieję, że nie walnie czegoś durnego. Biedna Thea - szkoda mi jej. Tak bardzo chciała by wszystko wyszło, a posypało się jak zwykle. Zresztą też chcę by Jessie się od niej odczepił i by została z Irwinem, bo są parą na miano cud miód i orzeszki :D
    Spoko, takie rzeczy się zdarzają. Ja też nie piszę od razu na bloggerze :) Cieszę się jednak, że w końcu udało ci się wrzucić ten rozdział :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń