Szablon by Alexxa

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Pierwszy.


-Thea, ruszaj się szybciej, bo przez ciebie się spóźnimy!
            Charlie wpadł do salonu - który od tygodnia robił za moją sypialnię - i rzucił we mnie ręcznikiem. Skończyłam właśnie malować rzęsy, więc wrzucałam wszystkie kosmetyki do walizki. Nie widziałam głębszego sensu w rozpakowywaniu się, skoro jutro może mnie tu już nie być. Usłyszałam za sobą ciche westchnięcie bruneta, na co szeroko się uśmiechnęłam. Kochałam go z całego serca.
            Charles Benjamin Jefferson to mój brat bliźniak. Co prawda różnimy się niemal wszystkim, jednak niektóre nawyki mamy te same. Charlie jest gejem, prowadzi całkiem znany blog modowy, projektuje i sprzedaje ubrania pod marką Black Milk Clothing. Firma powstała w Australii, jednak angielskiej społeczności spodobały się owe szmatki, głównym projektantom spodobał się styl Charliego, więc prowadzi interes w Londynie.
            Natomiast ja, Theresa Katherine, studiuję mechanikę i budowę maszyn na UCL. Pracuję w warsztacie samochodowym swojego ojca i jestem pierwszą napastniczką w damskiej drużynie Arsenalu Londyn. Czasami lubię pośpiewać do kotleta, w restauracji dobrej przyjaciółki mojej matki i pomagać siostrze w księgarni. Lubię to, co robię, pomimo nieprzychylnych komentarzy różnych osób.
            Najbardziej nad tym wszystkim ubolewa moja matka, wraz z babcią. Nie wyobrażają sobie tego, że kobieta może biegać za piłką i brudzić ręce smarem. Wolałyby, żebym pomagała bliźniakowi w wielkim świecie mody, zdobywała wybiegi i pokazywała cycki na okładkach magazynów. Najlepiej - oczywiście ich zdaniem - by było, gdybym wyszła za mąż za bogatego biznesmena, zamieszkała w Los Angeles i urwała z nimi kontakt. Niestety, ja uwielbiałam grzebać w samochodach, uwielbiałam grać i nie zamierzałam brać ślubu, przynajmniej na razie.
            Moi rodzice rozeszli się, kiedy mieliśmy szesnaście lat. Stwierdzili, że minęli się z celem, że to już nie to samo. Nie mieli po co ciągnąć, już dawno wypalonego związku. Matka szybko się pocieszyła, przyjmując zaręczyny Christophera Parkera, naczelnego redaktora The Guardian. Mój tato jednak nie chciał szukać nowej partnerki na siłę i pozostał sam. Ten człowiek ma wielkie serce, jest całkowitym przeciwieństwem swojej byłej żony. Aczkolwiek, dwójka moich rodziców pozostaje ze sobą w całkiem przyzwoitych kontaktach.
            Chciałam się usamodzielnić. Wyprowadzić się od taty, nie pomieszkiwać w salonie Charliego, zacząć żyć na własną rękę. Nie chciałam jednak rzucać pracy w warsztacie, ojciec naprawdę dużo mnie nauczył, miał dużo klientów, więc moja pomoc była mu potrzebna. Umówiliśmy się, że będzie mnie traktował jako normalnego pracownika, a nie jak własną córkę. To było mi na rękę.

            Staliśmy pod nowoczesnym blokiem mieszkalnym już dwadzieścia siedem minut, a tajemniczego A.I. nie było widać. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale za każdym razem włączała się poczta głosowa. Cóż, jak za wynajem pokoju w pierwszej strefie Londynu, w dodatku na tak luksusowym osiedlu, mężczyzna żądał mało. Pięćset funtów, z doliczonymi opłatami za prąd, gaz wodę i internet, to tyle co nic. Zależało mi na mieszkaniu w tej okolicy, bo czym bliżej na stadion, tym lepiej. Warsztat też nie znajdował się daleko. Dlatego, z minuty na minutę, czułam większe rozczarowanie.
-Theresa? Theresa Jefferson? - zdyszana blondynka złapała mnie za ramię i uśmiechnęła się szeroko. - Oh, dzięki Bogu. Nazywam się Lauren Irwin, mój brat, właściciel tego mieszkania poprosił mnie, żebym je ci pokazała. Niestety, coś go zatrzymało.
-Oh. - wyrwało mi się. - W takim razie, moglibyśmy zobaczyć ten pokój?
            Kobieta energicznie pokiwała głową i wprowadziła nas do klatki schodowej. Pomachała dozorcy, który posłał jej nieco wymuszony uśmiech. Przeszliśmy przez elegancki hol i weszliśmy do windy. Nacisnęła przycisk z cyferką siedem i po trzynastu sekundach, znaleźliśmy się na siódmym piętrze. Jasnobeżowe ściany idealnie komponowały się z ciemną, brązową wykładziną i drzwiami, w tym samym kolorze. Zatrzymaliśmy się pod pięćdziesiątką, a blondynka wyciągnęła z kieszeni płaszcza pojedynczy kluczyk. Przekręciła zamek, nacisnęła klamkę, a moim oczom ukazał się bardzo minimalistycznie, ale nowocześnie urządzony salon, z aneksem kuchenny. Dziewczyna pierwsza weszła do środka i zaprosiła nas machnięciem ręki.
-Cóż, zazwyczaj nie panuje tu taki porządek. Jak tylko do niego przychodzę, to trochę mu sprzątam. Dziś też wpadłam wcześniej, żeby nie odstraszyć cię na samym początku. - zaśmiała się perliście. - Tak jak widzisz, salon jest dosyć przestronny, tam są drzwi balkonowe. Kuchnia jest dobrze wyposażona, znajdziesz tam wszystko, co ci potrzebne. Tutaj - przeszła przez wąski korytarz i pokazała na białe drzwi. - jest jego sypialnia. Rzadko z niej wychodzi, chyba, że ma ochotę pooglądać telewizję, albo pograć na konsoli. Z kolei tutaj - wskazała na drzwi na przeciwko. - byłby twój pokój. Śmiało, zapraszam. Oczywiście, jeśli się zdecydujesz, będziesz mogła wymienić wszystko, tylko nie kolor ścian. Wiesz.. za dużo zabawy w malowanie. Chociaż nie sądzę, żeby biel mogła ci jakoś przeszkadzać.
            Owszem, biel mi nie przeszkadzała. W sumie mógłby to być każdy kolor, co za różnica. Na przeciwko wejścia, stało średniej wielkości łóżko. Mebel jak mebel, nic szczególnego. Duża szafa stała na przeciwko okna, wychodzącego na Tamizę. Oh, nawet gdyby to mieszkanie okazało się być kompletną ruderą, za ten widok byłabym w stanie tu zamieszkać. Obok łóżka stała mała, nocna szafeczka, a na niej gustowna lampka i budzik. Po drugiej stronie stało też biurko i wygodne, biurowe krzesło. Znalazłam na ścianie idealne miejsce, by powiesić ogromną, korkową tablicę, na której dotychczas wieszałam wszystko, co miało dla mnie jakąkolwiek sentymentalną wartość. Podeszłam do okna i maksymalnie odsłoniłam błękitną zasłonkę. Wpatrzona w spokojnie przepływającą rzekę, w której odbijały się promienie popołudniowego słońca, byłam w stanie wypowiedzieć tylko jedno zdanie.
-Kiedy mogę się wprowadzić?
            Charlie zachichotał pod nosem i objął mnie ramieniem. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu blondynki, która grzecznie przeprosiła i wyszła. Wtuliłam się w ciało brata i uśmiechnęłam lekko.
-Jesteś pewna, że nie chcesz zostać u taty, albo u mnie? - ucałował mnie w czubek głowy, na co fuknęłam cicho.
-Mam dość twojej kanapy. A tacie przyda się trochę odpoczynku.
            Nasz rodzinny moment przerwała Lauren, która wparowała do pokoju. Odskoczyłam od Charliego, poprawiając koszulkę. 
-Udało mu się wyrwać, więc za piętnaście minut tu będzie. Poczekacie? To może jeszcze dziś będziesz mogła przewieźć tu swoje rzeczy.
*
-Zgodziła się? To dobrze, przynajmniej będę miał już spokój. Co? Dziś? Ugh, jeśli musi. Zadzwoń do Hemmingsa, niech przygotuje mi umowę. Daj spokój, powiedz, że ja mu kazałem. Dobra, mała, wsiadam do samochodu. Zaraz będę.
            Rozłączyłem się, rzuciłem telefon na siedzenie pasażera i usiadłem za kierownicą. W pewnym sensie ulżyło mi, że w końcu znalazłem współlokatorkę. Mieszkanie kupiła mi matka, ale było za duże, żeby mieszkać w nim samemu. Z drugiej strony, było mi dobrze. Nikt nie siedział mi na głowie, nie zajmował półek w łazience i nie rozrzucał swoich rzeczy gdzie popadnie. Może dlatego odrzucałem dzwoniących facetów? Dziewczyna przynajmniej będzie jakoś dbała o porządek i nie zostawiała brudnych, śmierdzących skarpet pod kanapą.
            W drzwiach mieszkania minąłem się z młodym kolesiem. Uśmiechnął się przelotnie i zniknął w windzie. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do środka. Lauren krzątała się po kuchni, parząc herbatę, a drugiej kobiety nie było w zasięgu wzroku. Ściągnąłem skórzaną kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku i usiadłem na kanapie, akurat w momencie, kiedy drzwi łazienki się otworzyły, a z pomieszczenia wyszła średniego wzrostu brunetka.
            Długie włosy miała związane w kucyk, który śmiesznie podskakiwał przy każdym, zrobionym przez nią kroku. Obcisłe, sportowe dresy opinały jej szczupłe nogi, a koszulka na grubych ramiączkach i z logiem nieznanego mi zespołu, poprzez głębokie wycięcia po bokach, kusząco odkrywała fragmenty jej czarnego biustonosza. Sam nie wiem kiedy kąciki moich ust uniosły się ku górze.
-Oh, ty musisz być właścicielem. Thea Jefferson. - wyciągnęła drobną dłoń w moim kierunku, na co uścisnąłem ją, ciut za mocno.
-Ashton. Ashton Irwin. - uśmiechnąłem się szerzej, kiedy usiadła obok. Wyglądała na bardzo niewinną istotkę. - Za chwilę powinien wpaść mój przyjaciel, przyniesie umowę. Może najpierw omówimy co i jak?
            Bez słowa kiwnęła głową. Poprosiłem ją, by nie przerywała, dopiero gdy skończę, będzie mogła wtrącić swoje trzy grosze. Postawiłem jej kilka warunków. Może przyprowadzać kogo chce, o ile wszyscy zmieszczą się w jej pokoju. Jeśli będzie chciała zrobić większą imprezę, niech najpierw mnie spyta. Ponosi odpowiedzialność za to, co zniszczy ona, bądź jej goście. Nie gotuje śmierdzących rzeczy, sprząta po sobie, nie zostawia skarpetek w salonie bądź kuchni. Jedzenie kupuje sobie sama, a co do środków czystości i innych takich, dzielimy się kosztami na pół. Nie ingeruje w to, kogo ja przyprowadzam, ani w to, co robię. To chyba tyle.
-Okej. - wzruszyła ramionami. - To kiedy mogę się wprowadzić?
-Nawet dzisiaj, jeśli chcesz.
            Naszą przemiłą rozmowę, przerwał Luke, który wszedł do mieszkania, z niebieską teczką w ręku. Wymienił z brunetką obojętny uścisk dłoni i usiadł po mojej lewej stronie. Wyciągnąłem dwa egzemplarze umowy, szybko przeleciałem wzrokiem swój i złożyłem podpis. Dziewczyna nawet nie zerknęła na treść dokumentów, od razu podpisała dwie kartki. Swoją zgięła na pół i schowała do torebki, a moją wsunęła do teczki.
-Pojadę po rzeczy do brata i wracam. Mogę dostać klucze? - Lauren podała jej pojedynczy kluczyk, którym sama dziś otwierała mieszkanie. - Do zobaczenia.
            Moja siostra zaoferowała jej pomoc, gdyż posiada samochód z dużym bagażnikiem, na co Thea z chęcią przystała. Zawiesiła torebkę na ramieniu, wsunęła na stopy czarne Air Maxy i wyszła, razem z blondynką. Mój przyjaciel wstał, skierował się w stronę lodówki, po czym wrócił z dwoma butelkami piwa w ręku.
-Znam ją. - powiedział, a ja omal się nie zakrztusiłem. - To znaczy, kojarzę. Studiuje mechanikę u mnie na uniwerku. Jest dość... nietypowa.
-Czemu? - spytałem, z uniesioną brwią. Nie wyglądała na dziwną. Może po prostu na  nieśmiałą.
-Czy ja wiem? Trzyma się na uboczu, rzadko z kimś rozmawia. Chyba nigdy nie widziałem jej normalnie ubranej. Nosi dresy, albo bardzo dziwne ciuchy. Zdziwisz się, jak zobaczysz jej śmieszne legginsy w koty, albo sukienkę z motywem Adventure Time. Ale słyszałem, że zna się na autach. Pracuje w warsztacie, w Islington.
            Wzruszyłem ramionami. Co mi do tego? Mogłaby być nawet śmieciarzem, aby płaciła czynsz. Włączyliśmy Xboxa i Fifę czternastkę, i oddaliśmy się grze. Minęły chyba dwie godziny (i sześć butelek piwa), zanim dziewczyny wróciły. Lauren pomogła wnieść brunetce bagaże, po czym wybiegła, spiesząc się do pracy. Thea od razu zamknęła się w swoim pokoju. Luke kiwnął głową w  kierunku jej sypialni, dając mi znak, żebym tam poszedł. Westchnąłem cicho, ale wstałem z kanapy.
            Zapukałem cicho, ale nie czekałem na odpowiedź i wszedłem do jej sypialni. Przekopywała walizkę i wrzucała coś do dużej, sportowej torby. Dopiero gdy cicho chrząknąłem, odwróciła głowę. Posłała mi delikatny, lekko wymuszony uśmiech, i wróciła do swojego zajęcia. Dopiero gdy schowała do torby ręcznik, zapięła ją i wstała.
-Chcesz coś konkretnego? Spieszę się na trening. - nerwowo zagryzła dolną wargę, ale nie spuściła wzroku.
-Trening? - oparłem się ramieniem o futrynę. Jeśli wyskoczy z jakimiś sztukami walki, to chyba zerwę umowę.
-Piłka nożna. Gram w Arsenalu. - mruknęła. Mógłbym przysiąc, że się zawstydziła. - Przepraszam, ale zaraz spóźnię się na metro.
            Przepuściłem ją w drzwiach i wróciłem do Hemmingsa. Pociągnął ostatniego łyka z zielonej butelki, po czym odstawił ją na szklany stolik. Odłożył też pada, czym oznajmił mi, że kończy grę.  Przeczesał dłonią grzywkę, oblizał usta, założył ręce na piersi i popatrzył na mnie z cwaniackim uśmiechem.
-Nie zaliczysz jej, Ash. - w odpowiedzi uniosłem brew. - Mówię poważnie, stary. Przecież to dziewica orleańska, nawet ci się dotknąć nie da.

-Zobaczysz, że mi się uda, Lukey. Jeszcze żadna mi nie odmówiła. 


5 komentarzy:

  1. Znowu pierwsza <3 Podoba mi się i to bardzo ;) Czekam na więcej kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. mmm, zaczyna robić sie ciekawie czyżby wyzwanie?? uhuhuh i like it!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo..zakład świetnie! Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  4. UU.. świetnie się zapowiada xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, trafiłam do ciebie przypadkiem i wcale nie żałuję. Zaciekawiło mnie twoje opowiadanie. Nawet twoją główna bohaterka da się lubić od samego początku. No, coś mi się zdaje, że Ash zacznie się za nią uganiać tylko dla tego by potwierdzić swojej końcowe słowa. Co może się nieciekawie skończyć. Będę zaglądać. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń