-Thea, ruszaj się szybciej, bo
przez ciebie się spóźnimy!
Charlie
wpadł do salonu - który od tygodnia robił za moją sypialnię - i rzucił we mnie
ręcznikiem. Skończyłam właśnie malować rzęsy, więc wrzucałam wszystkie
kosmetyki do walizki. Nie widziałam głębszego sensu w rozpakowywaniu się, skoro
jutro może mnie tu już nie być. Usłyszałam za sobą ciche westchnięcie bruneta,
na co szeroko się uśmiechnęłam. Kochałam go z całego serca.
Charles
Benjamin Jefferson to mój brat bliźniak. Co prawda różnimy się niemal
wszystkim, jednak niektóre nawyki mamy te same. Charlie jest gejem, prowadzi
całkiem znany blog modowy, projektuje i sprzedaje ubrania pod marką Black Milk Clothing. Firma powstała w
Australii, jednak angielskiej społeczności spodobały się owe szmatki, głównym
projektantom spodobał się styl Charliego, więc prowadzi interes w Londynie.
Natomiast
ja, Theresa Katherine, studiuję mechanikę i budowę maszyn na UCL. Pracuję w
warsztacie samochodowym swojego ojca i jestem pierwszą napastniczką w damskiej
drużynie Arsenalu Londyn. Czasami lubię pośpiewać do kotleta, w restauracji
dobrej przyjaciółki mojej matki i pomagać siostrze w księgarni. Lubię to, co
robię, pomimo nieprzychylnych komentarzy różnych osób.
Najbardziej
nad tym wszystkim ubolewa moja matka, wraz z babcią. Nie wyobrażają sobie tego,
że kobieta może biegać za piłką i brudzić ręce smarem. Wolałyby, żebym pomagała
bliźniakowi w wielkim świecie mody, zdobywała wybiegi i pokazywała cycki na
okładkach magazynów. Najlepiej - oczywiście ich zdaniem - by było, gdybym
wyszła za mąż za bogatego biznesmena, zamieszkała w Los Angeles i urwała z nimi
kontakt. Niestety, ja uwielbiałam grzebać w samochodach, uwielbiałam grać i nie
zamierzałam brać ślubu, przynajmniej na razie.
Moi
rodzice rozeszli się, kiedy mieliśmy szesnaście lat. Stwierdzili, że minęli się
z celem, że to już nie to samo. Nie mieli po co ciągnąć, już dawno wypalonego
związku. Matka szybko się pocieszyła, przyjmując zaręczyny Christophera Parkera,
naczelnego redaktora The Guardian. Mój
tato jednak nie chciał szukać nowej partnerki na siłę i pozostał sam. Ten
człowiek ma wielkie serce, jest całkowitym przeciwieństwem swojej byłej żony.
Aczkolwiek, dwójka moich rodziców pozostaje ze sobą w całkiem przyzwoitych
kontaktach.
Chciałam
się usamodzielnić. Wyprowadzić się od taty, nie pomieszkiwać w salonie
Charliego, zacząć żyć na własną rękę. Nie chciałam jednak rzucać pracy w
warsztacie, ojciec naprawdę dużo mnie nauczył, miał dużo klientów, więc moja
pomoc była mu potrzebna. Umówiliśmy się, że będzie mnie traktował jako
normalnego pracownika, a nie jak własną córkę. To było mi na rękę.
Staliśmy
pod nowoczesnym blokiem mieszkalnym już dwadzieścia siedem minut, a
tajemniczego A.I. nie było widać.
Próbowałam się do niego dodzwonić, ale za każdym razem włączała się poczta
głosowa. Cóż, jak za wynajem pokoju w pierwszej strefie Londynu, w dodatku na
tak luksusowym osiedlu, mężczyzna żądał mało. Pięćset funtów, z doliczonymi
opłatami za prąd, gaz wodę i internet, to tyle co nic. Zależało mi na mieszkaniu
w tej okolicy, bo czym bliżej na stadion, tym lepiej. Warsztat też nie
znajdował się daleko. Dlatego, z minuty na minutę, czułam większe
rozczarowanie.
-Theresa? Theresa Jefferson? -
zdyszana blondynka złapała mnie za ramię i uśmiechnęła się szeroko. - Oh,
dzięki Bogu. Nazywam się Lauren Irwin, mój brat, właściciel tego mieszkania
poprosił mnie, żebym je ci pokazała. Niestety, coś go zatrzymało.
-Oh. - wyrwało mi się. - W takim
razie, moglibyśmy zobaczyć ten pokój?
Kobieta
energicznie pokiwała głową i wprowadziła nas do klatki schodowej. Pomachała
dozorcy, który posłał jej nieco wymuszony uśmiech. Przeszliśmy przez elegancki
hol i weszliśmy do windy. Nacisnęła przycisk z cyferką siedem i po trzynastu
sekundach, znaleźliśmy się na siódmym piętrze. Jasnobeżowe ściany idealnie
komponowały się z ciemną, brązową wykładziną i drzwiami, w tym samym kolorze.
Zatrzymaliśmy się pod pięćdziesiątką, a blondynka wyciągnęła z kieszeni
płaszcza pojedynczy kluczyk. Przekręciła zamek, nacisnęła klamkę, a moim oczom
ukazał się bardzo minimalistycznie, ale nowocześnie urządzony salon, z aneksem
kuchenny. Dziewczyna pierwsza weszła do środka i zaprosiła nas machnięciem
ręki.
-Cóż, zazwyczaj nie panuje tu
taki porządek. Jak tylko do niego przychodzę, to trochę mu sprzątam. Dziś też
wpadłam wcześniej, żeby nie odstraszyć cię na samym początku. - zaśmiała się
perliście. - Tak jak widzisz, salon jest dosyć przestronny, tam są drzwi
balkonowe. Kuchnia jest dobrze wyposażona, znajdziesz tam wszystko, co ci
potrzebne. Tutaj - przeszła przez wąski korytarz i pokazała na białe drzwi. -
jest jego sypialnia. Rzadko z niej wychodzi, chyba, że ma ochotę pooglądać
telewizję, albo pograć na konsoli. Z kolei tutaj - wskazała na drzwi na
przeciwko. - byłby twój pokój. Śmiało, zapraszam. Oczywiście, jeśli się
zdecydujesz, będziesz mogła wymienić wszystko, tylko nie kolor ścian. Wiesz..
za dużo zabawy w malowanie. Chociaż nie sądzę, żeby biel mogła ci jakoś
przeszkadzać.
Owszem,
biel mi nie przeszkadzała. W sumie mógłby to być każdy kolor, co za różnica. Na
przeciwko wejścia, stało średniej wielkości łóżko. Mebel jak mebel, nic
szczególnego. Duża szafa stała na przeciwko okna, wychodzącego na Tamizę. Oh,
nawet gdyby to mieszkanie okazało się być kompletną ruderą, za ten widok
byłabym w stanie tu zamieszkać. Obok łóżka stała mała, nocna szafeczka, a na
niej gustowna lampka i budzik. Po drugiej stronie stało też biurko i wygodne,
biurowe krzesło. Znalazłam na ścianie idealne miejsce, by powiesić ogromną,
korkową tablicę, na której dotychczas wieszałam wszystko, co miało dla mnie
jakąkolwiek sentymentalną wartość. Podeszłam do okna i maksymalnie odsłoniłam
błękitną zasłonkę. Wpatrzona w spokojnie przepływającą rzekę, w której odbijały
się promienie popołudniowego słońca, byłam w stanie wypowiedzieć tylko jedno
zdanie.
-Kiedy mogę się wprowadzić?
Charlie
zachichotał pod nosem i objął mnie ramieniem. W pomieszczeniu rozległ się
dźwięk telefonu blondynki, która grzecznie przeprosiła i wyszła. Wtuliłam się w
ciało brata i uśmiechnęłam lekko.
-Jesteś pewna, że nie chcesz
zostać u taty, albo u mnie? - ucałował mnie w czubek głowy, na co fuknęłam
cicho.
-Mam dość twojej kanapy. A tacie
przyda się trochę odpoczynku.
Nasz
rodzinny moment przerwała Lauren, która wparowała do pokoju. Odskoczyłam od
Charliego, poprawiając koszulkę.
-Udało mu się wyrwać, więc za
piętnaście minut tu będzie. Poczekacie? To może jeszcze dziś będziesz mogła
przewieźć tu swoje rzeczy.
*
-Zgodziła się? To dobrze,
przynajmniej będę miał już spokój. Co? Dziś? Ugh, jeśli musi. Zadzwoń do Hemmingsa,
niech przygotuje mi umowę. Daj spokój, powiedz, że ja mu kazałem. Dobra, mała,
wsiadam do samochodu. Zaraz będę.
Rozłączyłem
się, rzuciłem telefon na siedzenie pasażera i usiadłem za kierownicą. W pewnym
sensie ulżyło mi, że w końcu znalazłem współlokatorkę. Mieszkanie kupiła mi
matka, ale było za duże, żeby mieszkać w nim samemu. Z drugiej strony, było mi
dobrze. Nikt nie siedział mi na głowie, nie zajmował półek w łazience i nie
rozrzucał swoich rzeczy gdzie popadnie. Może dlatego odrzucałem dzwoniących
facetów? Dziewczyna przynajmniej będzie jakoś dbała o porządek i nie zostawiała
brudnych, śmierdzących skarpet pod kanapą.
W
drzwiach mieszkania minąłem się z młodym kolesiem. Uśmiechnął się przelotnie i
zniknął w windzie. Wzruszyłem ramionami i wszedłem do środka. Lauren krzątała
się po kuchni, parząc herbatę, a drugiej kobiety nie było w zasięgu wzroku.
Ściągnąłem skórzaną kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku i usiadłem na kanapie,
akurat w momencie, kiedy drzwi łazienki się otworzyły, a z pomieszczenia wyszła
średniego wzrostu brunetka.
Długie
włosy miała związane w kucyk, który śmiesznie podskakiwał przy każdym,
zrobionym przez nią kroku. Obcisłe, sportowe dresy opinały jej szczupłe nogi, a
koszulka na grubych ramiączkach i z logiem nieznanego mi zespołu, poprzez
głębokie wycięcia po bokach, kusząco odkrywała fragmenty jej czarnego
biustonosza. Sam nie wiem kiedy kąciki moich ust uniosły się ku górze.
-Oh, ty musisz być właścicielem. Thea
Jefferson. - wyciągnęła drobną dłoń w moim kierunku, na co uścisnąłem ją, ciut
za mocno.
-Ashton. Ashton Irwin. -
uśmiechnąłem się szerzej, kiedy usiadła obok. Wyglądała na bardzo niewinną
istotkę. - Za chwilę powinien wpaść mój przyjaciel, przyniesie umowę. Może
najpierw omówimy co i jak?
Bez
słowa kiwnęła głową. Poprosiłem ją, by nie przerywała, dopiero gdy skończę,
będzie mogła wtrącić swoje trzy grosze. Postawiłem jej kilka warunków. Może
przyprowadzać kogo chce, o ile wszyscy zmieszczą się w jej pokoju. Jeśli będzie
chciała zrobić większą imprezę, niech najpierw mnie spyta. Ponosi
odpowiedzialność za to, co zniszczy ona, bądź jej goście. Nie gotuje
śmierdzących rzeczy, sprząta po sobie, nie zostawia skarpetek w salonie bądź kuchni.
Jedzenie kupuje sobie sama, a co do środków czystości i innych takich, dzielimy
się kosztami na pół. Nie ingeruje w to, kogo ja przyprowadzam, ani w to, co
robię. To chyba tyle.
-Okej. - wzruszyła ramionami. -
To kiedy mogę się wprowadzić?
-Nawet dzisiaj, jeśli chcesz.
Naszą
przemiłą rozmowę, przerwał Luke, który wszedł do mieszkania, z niebieską teczką
w ręku. Wymienił z brunetką obojętny uścisk dłoni i usiadł po mojej lewej
stronie. Wyciągnąłem dwa egzemplarze umowy, szybko przeleciałem wzrokiem swój i
złożyłem podpis. Dziewczyna nawet nie zerknęła na treść dokumentów, od razu
podpisała dwie kartki. Swoją zgięła na pół i schowała do torebki, a moją
wsunęła do teczki.
-Pojadę po rzeczy do brata i
wracam. Mogę dostać klucze? - Lauren podała jej pojedynczy kluczyk, którym sama
dziś otwierała mieszkanie. - Do zobaczenia.
Moja
siostra zaoferowała jej pomoc, gdyż posiada samochód z dużym bagażnikiem, na co
Thea z chęcią przystała. Zawiesiła torebkę na ramieniu, wsunęła na stopy czarne
Air Maxy i wyszła, razem z blondynką. Mój przyjaciel wstał, skierował się w
stronę lodówki, po czym wrócił z dwoma butelkami piwa w ręku.
-Znam ją. - powiedział, a ja omal
się nie zakrztusiłem. - To znaczy, kojarzę. Studiuje mechanikę u mnie na
uniwerku. Jest dość... nietypowa.
-Czemu? - spytałem, z uniesioną
brwią. Nie wyglądała na dziwną. Może po prostu na nieśmiałą.
-Czy ja wiem? Trzyma się na
uboczu, rzadko z kimś rozmawia. Chyba nigdy nie widziałem jej normalnie
ubranej. Nosi dresy, albo bardzo dziwne ciuchy. Zdziwisz się, jak zobaczysz jej
śmieszne legginsy w koty, albo sukienkę z motywem Adventure Time. Ale
słyszałem, że zna się na autach. Pracuje w warsztacie, w Islington.
Wzruszyłem
ramionami. Co mi do tego? Mogłaby być nawet śmieciarzem, aby płaciła czynsz. Włączyliśmy
Xboxa i Fifę czternastkę, i oddaliśmy się grze. Minęły chyba dwie godziny (i
sześć butelek piwa), zanim dziewczyny wróciły. Lauren pomogła wnieść brunetce
bagaże, po czym wybiegła, spiesząc się do pracy. Thea od razu zamknęła się w
swoim pokoju. Luke kiwnął głową w
kierunku jej sypialni, dając mi znak, żebym tam poszedł. Westchnąłem
cicho, ale wstałem z kanapy.
Zapukałem
cicho, ale nie czekałem na odpowiedź i wszedłem do jej sypialni. Przekopywała
walizkę i wrzucała coś do dużej, sportowej torby. Dopiero gdy cicho
chrząknąłem, odwróciła głowę. Posłała mi delikatny, lekko wymuszony uśmiech, i
wróciła do swojego zajęcia. Dopiero gdy schowała do torby ręcznik, zapięła ją i
wstała.
-Chcesz coś konkretnego? Spieszę
się na trening. - nerwowo zagryzła dolną wargę, ale nie spuściła wzroku.
-Trening? - oparłem się ramieniem
o futrynę. Jeśli wyskoczy z jakimiś sztukami walki, to chyba zerwę umowę.
-Piłka nożna. Gram w Arsenalu. -
mruknęła. Mógłbym przysiąc, że się zawstydziła. - Przepraszam, ale zaraz spóźnię
się na metro.
Przepuściłem
ją w drzwiach i wróciłem do Hemmingsa. Pociągnął ostatniego łyka z zielonej
butelki, po czym odstawił ją na szklany stolik. Odłożył też pada, czym oznajmił
mi, że kończy grę. Przeczesał dłonią
grzywkę, oblizał usta, założył ręce na piersi i popatrzył na mnie z cwaniackim
uśmiechem.
-Nie zaliczysz jej, Ash. - w
odpowiedzi uniosłem brew. - Mówię poważnie, stary. Przecież to dziewica
orleańska, nawet ci się dotknąć nie da.
-Zobaczysz, że mi się uda, Lukey.
Jeszcze żadna mi nie odmówiła.
Znowu pierwsza <3 Podoba mi się i to bardzo ;) Czekam na więcej kochana :*
OdpowiedzUsuńmmm, zaczyna robić sie ciekawie czyżby wyzwanie?? uhuhuh i like it!
OdpowiedzUsuńOoo..zakład świetnie! Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńUU.. świetnie się zapowiada xD
OdpowiedzUsuńHej, trafiłam do ciebie przypadkiem i wcale nie żałuję. Zaciekawiło mnie twoje opowiadanie. Nawet twoją główna bohaterka da się lubić od samego początku. No, coś mi się zdaje, że Ash zacznie się za nią uganiać tylko dla tego by potwierdzić swojej końcowe słowa. Co może się nieciekawie skończyć. Będę zaglądać. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń