Obudziły
mnie promienie majowego słońca, parzące mój prawy policzek. Powinnam była
zaciągnąć zasłony, zanim się położyłam. Przeciągnęłam się, z grymasem
wymalowanym na twarzy. Sięgnęłam dłonią pod poduszkę, by wyciągnąć telefon i
sprawdzić godzinę. Niestety, nie natrafiłam na urządzenie, ani na nic innego.
Otworzyłam oczy i zamrugałam kilkukrotnie, bo rozmazany tusz do rzęs trochę
zniekształcał mi obraz.
Ujrzałam
czerwone ściany, z mnóstwem plakatów znanych mi zespołów, gitarę, niewielkie
biurko, otwartą szafę, kupę ubrań, leżących na podłodze, wśród których
zauważyłam swoją spódnicę i stanik.
Gdzie ja do cholery jestem?
-O kurwa. - szepnęłam sama do siebie
i przetarłam powieki wierzchem dłoni.
Dopiero
na końcu zorientowałam się, że nie spałam sama. Popatrzyłam na lewą stronę
łóżka i zobaczyłam Ashtona, który chrapał cicho, z ręką beztrosko przerzuconą
przez moją talię. W tym samym momencie, mój umysł zaczęły zalewać wspomnienia z
zeszłej nocy. Dom Caluma. Impreza. Tequila. Dużo tequili. Gra w butelkę. Pustka.
Nie pamiętam nic, do chwili, kiedy głośno krzyczałam imię Irwina, zaciskając
pięści na prześcieradle.
-O mój boże. - jęknęłam i
podniosłam się do pozycji siedzącej, przytrzymując kołdrę na biuście.
Pożałowałam,
że tak szybko usiadłam, bo zakręciło mi się w głowie. Jak najdelikatniej
potrafiłam, oswobodziłam się z uścisku chłopaka. Chwyciłam swoją szarą koszulkę
i nałożyłam ją, a zaraz potem opuściłam pomieszczenie. Zegarek w korytarzu
wskazywał dziesiątą trzynaście. Świetnie, właśnie trwają moje warsztaty z
mechaniki, a ja paraduję bez majtek po mieszkaniu. W sumie i tak nie byłabym w
stanie na czymkolwiek się skoncentrować, bo pulsowanie gdzieś z tyłu mojej
czaszki było wręcz nie do zniesienia.
Wzięłam
czysty ręcznik, bieliznę, krótkie spodenki i pierwszą lepszą bluzkę, i
zamknęłam się w łazience. Zmyłam tonikiem resztki wczorajszego makijażu i
napuściłam wody do wanny. Od razu zanurzyłam się po szyję i przymknęłam
powieki. Starałam się przypomnieć sobie trochę więcej szczegółów, bo byłam
więcej niż pewna, że do czegoś między nami doszło. Cóż, samo obudzenie się nago
w jego łóżku o czymś świadczy, prawda?
Rozczesywałam
mokre włosy, kiedy usłyszałam brzdęk naczyń, dochodzący z kuchni. Ashton wstał.
Powinnam pewnie czuć się źle, z tym wszystkim, przemknąć po cichu do pokoju i
unikać go przez jakiś czas. Problem w tym, że było mi totalnie wszystko jedno.
Nie pierwszy raz zdarzyło mi się uprawiać seks z kimś, kogo znałam tak krótko.
Oczywiście większość naszego społeczeństwa miałaby mnie za dziwkę, ale ja się
za nią nie uważałam. Faceci mogą pieprzyć się na prawo i lewo, wtedy są
uznawani za mistrzów, ale kiedy dziewczyna zachowuje się podobnie, to od razu
się puszcza. Gdzie tu równouprawnienie?
Charlie
doskonale wiedział, jaki rodzaj związków
preferowałam. Nie interesowały mnie randki, dostawanie kwiatków, które więdły
po trzech dniach i czekoladek, które - jeśli już się zdarzyły - i tak zjadał
mój brat. Cóż, może po prostu do tej pory nie znalazłam nikogo, z kim
chciałabym wplątać się w bardziej romantyczną relację. Kręcił mnie Jessie,
jeśli cokolwiek mogłoby się między nami wydarzyć, wtedy chyba zmieniłabym
podejście.
Ostatni
raz przeczesałam włosy i wyszłam z łazienki. Chłopak stał w kuchni, tyłem do
mnie i parzył kawę. Miał na sobie jedynie dresowe spodnie, które luźno wisiały
mu na biodrach. Kaszlnęłam cicho, po czym usiadłam na wysokim krześle przy
wysepce.
-Dzień dobry. - uśmiechnęłam się
szeroko.
Wyraz
jego twarzy wyrażał więcej emocji, niż moja, przez cały miesiąc. Od skrytej
radości, przez niepewność i trochę niepokoju, zawstydzenie, a przede wszystkim,
zaskoczenie. Oh, pewnie spodziewał się po mnie tego, że schowam się pod łóżkiem
i będę płakać, bo popełniłam straszny błąd i się z nim przespałam. Grubo się
mylił.
-Kawy? - kiwnęłam twierdząco
głową, a on podał mi kubek. - Chciałem zrobić jakieś śniadanie, ale nie jestem
dobry w te klocki. - podrapał się nerwowo po karku, a ja zachichotałam.
-Jajecznica może być? - spytałam
i podeszłam do kuchenki.
Wbiłam
jajka na patelnię, dorzuciłam trochę pokrojonej szynki i szczypioru, dosypałam
soli i pieprzu, zabełtałam kilka razy i wyłączyłam palnik. Mój tato jest
najlepszym kucharzem pod słońcem, nauczył mnie kilku rzeczy. Od najzwyklejszych
tostów z masłem orzechowym, po trochę bardziej wymyślne dania. Nałożyłam sobie
trochę na talerz, a większą część podałam chłopakowi. Podziękował mi uśmiechem
i zabrał się za jedzenie.
-Więc? - popatrzył na mnie pytająco
po kilku minutach ciszy. - Powinniśmy o tym porozmawiać? - zapytał, wstawiając
naczynie do zmywarki.
-Po co? - popatrzyłam na niego i
uniosłam brew do góry. - Tylko... czy my się zabezpieczyliśmy?
Myślałam,
że wypluje napój, który miał w ustach, prosto na mnie. Musiałam siłą
powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Chciałam go wkręcić, zobaczyć jego
reakcję. Oczywiste, że stosowałam antykoncepcję, nie mogłam przecież pozwolić
sobie na dziecko w wieku dwudziestu jeden lat.
-Przecież... przecież mówiłaś, że
jesteś na tabletkach! - krzyknął oburzony.
-Wyluzuj, tylko żartowałam. -
prychnęłam, przewracając oczyma. - Szkoda tylko, że nie pamiętam, czy było mi z
tobą dobrze.
-Jaja sobie robisz? Oczywiście,
że było! - zirytował się, a ja parsknęłam śmiechem.
-Nie bądź taki pewny siebie, Ash.
- wzięłam ostatniego łyka kawy i wstałam ze stołka. - Oh i przepraszam za
podrapane plecy.
Przygryzłam
dolną wargę, powstrzymując uśmiech, kiedy dosłownie pobiegł do łazienki. W
międzyczasie znalazłam swoją torebkę, leżącą obok komody w korytarzu.
Wyciągnęłam paczkę Cameli i wyszłam na balkon. Zajęłam miejsce na wiklinowym
fotelu i odpaliłam papierosa, mocno się zaciągając. Drgnęłam zaskoczona, kiedy usłyszałam, jak
drzwi się otwierają. Ashton usiadł obok mnie i podpalił swojego Marlboro.
Siedzieliśmy
w zupełnej ciszy, która jednak nie była niezręczna. W sumie to nawet nie wiem,
o czym moglibyśmy teraz rozmawiać. Wydawało mi się, że chłopak pamiętał dużo
więcej niż ja i mogłabym go podpytać, jak do tego wszystkiego doszło. Albo
mogłam czekać, aż sama sobie wszystko przypomnę.
Zgasiłam
peta w szklanej popielniczce, ale nie ruszyłam tyłka z krzesła. Popatrzyłam na
blondyna, który w wielkim skupieniu przyglądał się papierosowi. Chyba nad czymś
myślał, bo w zabawny sposób marszczył brwi i przygryzał policzek od środka.
Szturchnęłam go w ramię, a wtedy przeniósł spojrzenie na mnie.
-Co cię tak gryzie? - upiłam łyka
gorzkiej kawy. - Czyżbyś miał wyrzuty sumienia?
-Nie o to chodzi. Po prostu
myślałem, że będziesz miała z tym jakiś problem.
Wzruszył
ramionami, wziął ostatniego bucha i wyrzucił niedopałek za barierkę.
Wyprostował nogi, krzyżując je w kostkach i ponownie na mnie zerknął.
-Matko, Ashton, my tylko
uprawialiśmy seks! Przecież nie musisz się teraz ze mną żenić. - zaśmiałam się,
na co odpowiedział mi uśmiechem.
-Więc.. często ci się to zdarza?
- spytał, a ja zmarszczyłam brwi. - W nocy sama powiedziałaś, że robisz to
tylko bez zobowiązań.
-Może kiedyś ci o tym opowiem. -
westchnęłam i podniosłam się z fotela. - Przejadę się do warsztatu, bo nie chce
mi się siedzieć w mieszkaniu.
-Potrzebujesz podwózki?
-Przejadę się metrem. -
odpowiedziałam i zniknęłam w środku.
Szybko
wysuszyłam włosy, przy okazji związałam je w niechlujnego koka. Musiałam zrobić
coś z twarzą, żeby nie odstraszać ludzi na ulicy. Oczy podkreśliłam brązowymi
cieniami i kreską, a rzęsy mocno wytuszowałam. Usta pomalowałam pomadką
nawilżającą, która dawała jednak odrobinę koloru. Przebrałam się w czarne,
obcisłe spodnie i kremowy sweter, a na wierzch narzuciłam skórzaną kurtkę.
Wcisnęłam się w pierwsze lepsze botki na obcasie i przewiesiłam torebkę przez
ramię. Nasunęłam na nos przeciwsłoneczne pilotki i byłam gotowa do wyjścia.
Nie
natknęłam się na Ashtona ani w salonie, z którego zabierałam telefon, ani w
kuchni, skąd brałam butelkę wody. Cóż, cały ranek zachowywał się bardzo
dziwnie. No, chyba że za każdym razem tak przeżywał kaca, o ile dzisiaj go
miał. Może czuł się nieswojo z tym, że wczorajszy wieczór skończył się tak, a
nie inaczej? Był dużym chłopcem, nie powinien przejmować się takimi głupotami.
Droga
do warsztatu minęła mi całkiem szybko. Na podjeździe nie zauważyłam samochodu
Maxa, więc domyśliłam się, że dziś mój tato pracuje sam. Weszłam przez otwartą
bramę i głośno zapukałam w metalowy stół. Rozejrzałam się w około, ale mojego
ojca nie było widać.
-Tatku? - krzyknęłam, ale
odpowiedziało mi tylko echo.
Zajrzałam
nawet do kanału, którego swoją drogą nie używaliśmy, bo mieliśmy nowoczesny
podnośnik. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam się zastanawiać. Henry był bardzo
odpowiedzialnym człowiekiem i nigdy nie zostawiłby otwartego zakładu, nawet,
gdyby wyszedł tylko do sklepu, po drugiej stronie ulicy.
-Tato! - zawołałam jeszcze raz,
ale nie dostałam odpowiedzi.
Wyciągnęłam
komórkę i wybrałam numer ojca. Po kilku sekundach usłyszałam Bohemian Rhapsody, którą miał przypisaną
do mojego kontaktu. Ściszyłam grające radio, by móc lepiej słyszeć telefon
taty.
Dźwięk
dobiegał zza czerwonego pick-upa, którego reperowaliśmy już dłuższy czas.
Okrążyłam samochód i zdębiałam. Mężczyzna leżał nieprzytomny, a krew pod jego
nosem zdążyła już zakrzepnąć. Podbiegłam do niego i poklepałam po policzku,
jednak bez reakcji. Odrzuciłam torebkę na bok i przewróciłam tatę na bok. Pamiętałam
trochę z zajęć pierwszej pomocy, więc w miarę wiedziałam, co robić. Nachyliłam
się nad jego twarzą i na szczęście usłyszałam, poczułam i zauważyłam, że
oddycha. Rozpięłam kilka pierwszych guzików jego koszuli i chwyciłam za
komórkę. Zadzwoniłam po pogotowie. Dyspozytor powiedział, że wysyła karetkę,
chociaż doskonale wiedziałam, że minie przynajmniej bite dwadzieścia minut,
zanim przyjadą.
Charlie
nie odbierał telefonu (jak zwykle, kiedy był mi potrzebny), a Alice niestety
nie mogła wyrwać się z księgarni. Przeklęłam w duchu i, ocierając pierwsze łzy
z policzków, wybrałam numer Ashtona.
-Co się stało,
współlokatorko? - spytał
wesoły.
-Powiedz mi, że jesteś w stanie
prowadzić. - wydukałam, wciąż ściskając dłoń taty.
-No jestem. - odparł, z nutką zaniepokojenia w głosie. -Co się stało?
-Dzwoniłam już do Charliego i
Alice, nie mam kogo innego prosić o pomoc. - załkałam cicho. - Błagam, przyjedź
do warsztatu. Mój ojciec jest nieprzytomny, karetka już jedzie, ale znając ich
nie pozwolą mi się z nimi zabrać, nie mam przy sobie kasy na taksówkę, a metro
za długo jedzie. Ja naprawdę już nie wiem co mam robić. Nie chcę dzwonić do
matki, bo pewnie ma tysiąc innych rzeczy do roboty, Calum nie ma samochodu, do
Jessiego mi głupio... ugh, czemu ja muszę być taka beznadziejna!
-Thea, uspokój się, oddychaj! - zaśmiał się nerwowo. - Wszystko będzie dobrze, już jadę. Będę za
dziesięć minut, okej?
-Boże, dziękuję ci, tak bardzo ci
dziękuję.
Rozłączyłam
się i rzuciłam telefon gdzieś koło siebie. Schowałam twarz w dłonie i
siedziałam przy tacie skulona, aż do przyjazdu karetki.
***
Tak, wiem, że minął ponad miesiąc.
Tak, wiem, że jestem beznadziejna.
Tak, wiem, że ten rozdział jest do chrzanu.
Tak, wiem, że tyle czekałyście.
Tak, wiem, że rozdział miał być dawno.
Nie będę wymigiwała się nauką, chociaż trochę jej było. Mam dziewiętnaście lat, uwierzcie mi, że mam też życie osobiste, które ostatnimi czasy zrobiło się trochę bardziej niż skomplikowane. Nie będę wam truła, że jest po prostu gorzej niż źle i naprawdę, w każdej wolnej chwili mogłabym leżeć i płakać. Po prostu przepraszam, że nie dodawałam, ale nie miałam siły, żeby cokolwiek tu napisać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Okej, z ogłoszeń parafialnych to mam tylko jedno. Wygrzebałam zaczęte, stare opowiadanie gdzieś z czeluści mojej szafki i dysku twardego, i zaczęłam je publikować na wattpadzie. Jeśli ktoś byłby zainteresowany, to zapraszam TUTAJ.
Co do następnego rozdziału to naprawdę nie wiem, kiedy się pojawi. Postaram się napisać coś jak najszybciej, ale nie obiecuję, że będzie to za tydzień.
Jeszcze raz przepraszam. Kocham Was. xx
rozdział jest cudowny czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńjejciu początek taki cute, a końcówka... U lala, ale drama ;'(( biedna Thea ;[ mam nadzieję, że z jej ojcem wszystko w porządku... czekam z niecierpliwością na nexta duuuużo weny i buziole ;**
OdpowiedzUsuńco sie stalo sie tacie!? :( no nie!
OdpowiedzUsuńA mi się rozdział podobał i to bardzo. Początek taki lajtowy - zachowanie Asha dość tajemnicze - czy to faktycznie kac? czy chłopak ma kaca moralnego za ten zakład? Końcówka dramatyczna - mam nadzieję, że jej tacie nic się nie stało. Czekam oczywiście na ciąg dalszy i życzę weny:)
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny?
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńuwielbiam
OdpowiedzUsuńkocham to i czekam na next
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny rozdział? czekam na next z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńminą miesiąc tak ;c
OdpowiedzUsuńnie,nie jesteś beznadziejna
nie,rozdział nie jest do chrzanu,jest tylko taki jak zawsze-zajebisty i wbija w podłogę :)
biedna Thea,cholera ma pod górkę...ale wierze,że jakoś to będzie,no bo w końcu,cholera! mówi być no nie?
czekam na kolejny z niecierpliwością i mam nadzieje,że pojawi się tym razem za niedługo :)
i TAK WIEM,że nie lubisz spamów,ale u mnie jest next,jak by coś ;x
http://reallyiloveyou.blogspot.com/
Nobody xx
Hej! Nominowałam cię do Liebster Award! Więcej informacji znajdziesz tu: http://pod-jednym-dachem-5sos.blogspot.com/p/liebster-awards.html
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :D Pozdrawiam!